W niedzielę, 2 listopada, Paweł Adamowicz obchodziłby 60 urodziny. Śmierć przekreśliła wszystko, oprócz pamięci i wdzięczności. W południe rodzina i przyjaciele zamordowanego prezydenta Gdańska przyszli do bazyliki Mariackiej, na jubileuszową mszę św. w intencji Pawła Adamowicza. - Gdyby żył, radośnie byśmy świętowali - mówił ks. Ireneusz Bradtke, proboszcz tej najważniejszej gdańskiej świątyni.
"60 lat naszego Przyjaciela. Pawle, tak nam Ciebie brakuje…" - napisał na swoim profilu Jacek Karnowski, który jako prezydent Sopotu przez wiele lat współpracował z Pawłem Adamowiczem.

Brat Pawła Adamowicza, poseł Piotr Adamowicz, przeczytał fragment biblijnej Księgi Mądrości:
"A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka / Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. / Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. / Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie."
Po mszy św. ksiądz Ireneusz Bradtke serdecznie dziękował zgromadzonym, w szczególności rodzinie i przyjaciołom, a także członkom i sympatykom stowarzyszenia Wszystko dla Gdańska, którego założycielem i liderem był Paweł Adamowicz.
- Dziękuję stowarzyszeniu, które pielęgnuje i realizuje myśli, które super spisał w swojej ostatniej książce świętej pamięci Paweł - mówił ks. Ireneusz Bradtke. - Wszystko dla Gdańska! Jak jesteście ważni w naszej lokalnej społeczności. Jesteście nasi, i dla nas. Wszystkie ugrupowania są ważne, ale wy jesteście nasi! Dlatego bądźcie silni, i realizujcie to, aby nam w Gdańsku było dobrze.
Wśród uczestników tej szczególnej mszy św. byli m.in.: Teresa Adamowicz, matka śp. prezydenta Gdańska; żona Magdalena Adamowicz; prezydent Aleksandra Dulkiewicz, ministrowie Jacek Karnowski i Lech Parell; zastępca prezydenta Gdańska Piotr Grzelak; radni Katarzyna Czerniewska, Piotr Dzik, Marcin Makowski i Łukasz Świacki; były prezydent Gdyni Wojciech Szczurek; Piotr Szwabowski, starosta powiatu malborskiego; kpt. Jerzy Latała, prezes Żeglugi Gdańskiej. Nade wszystko: liczni “zwykli” gdańszczanie, którzy Pawła Adamowicza po prostu lubili i doceniali, jak fryzjer Kazimierz Janta, do salonu którego prezydent Gdańska przychodził regularnie przez ćwierć wieku.
* * *
(ur. 2 listopada 1965 w Gdańsku, zm. 14 stycznia 2019 tamże) – polski prawnik, radca prawny, samorządowiec i polityk, działacz opozycji demokratycznej w PRL, w latach 1998–2019 prezydent Gdańska.
Pracował dla Gdańska niemal przez całe dorosłe życie. Zaczął jako 24-letni radny, by do 1998 roku pełnić godność przewodniczącego Rady Miasta. Potem nieprzerwanie przez 20 lat był prezydentem Gdańska. Z jego nazwiskiem i działalnością wiąże się jeden z najlepszych okresów w historii miasta. Kim był Paweł Adamowicz - człowiek, którego tragiczna śmierć wstrząsnęła nie tylko Polską, ale i Europą.
Niedziela, 13 stycznia 2019 roku, była dość ciepła, jak na środek zimy. Adamowicz ubrał lekki płaszcz. Do domu w Jelitkowie miał wrócić późnym wieczorem, po finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Przed południem poszedł do pobliskiego kościoła św. Apostołów Piotra i Pawła. Potem odwiedził rodziców w ich dawnym wspólnym domu, przy ul. Mniszki. Blok z czasów późnego Gomułki: schody, pierwsze piętro, drzwi, które znał od zawsze. Powiedział, że nieszczególnie się czuje, bardzo źle spał w nocy, śniły mu się jakieś koszmary. Rodzice na to, że drzemka pomoże. 90-letni ojciec położył go na swoim łóżku, przykrył kołdrą. Po przebudzeniu, prezydent zjadł obiad. Potem pożegnał się.
Około godz. 13.45 wyszedł przed dom. Na ulicy dołączył do niego asystent. Poszli razem na Długi Targ, pod Fontannę Neptuna. Niecały kilometr piechotą. Tam prezydent umówiony był z niemiecką telewizją, której udzielił wypowiedzi w sprawie prałata Jankowskiego. Pytali o to, co dalej z pomnikiem kapłana, jaka jest w mieście atmosfera po oskarżeniach, że nieżyjący już od lat ksiądz był pedofilem, sprawcą ludzkich dramatów. Zaraz potem jeszcze jeden wywiad, na przyjemniejszy temat - dla TVN, o 27. finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Prezydent kwestować zaczął później niż zapowiadał - nie w południe, ale około godz. 14.10. Chodził z puszką, na szyi miał czerwoną smyczkę z napisem “Jestem z Gdańska” i identyfikator wolontariusza. Ludzie garnęli się, by wrzucać pieniądze do prezydenckiej puszki. Co chwila ktoś chciał z nim zamienić kilka słów, uścisnąć rękę, zrobić wspólne selfie. Mówili, że głosowali na niego w niedawnych wyborach i cieszą się, bo dobrze rządzi miastem. Zaraz po godz. 16 Paweł Adamowicz wszedł do budynku Zbrojowni, gdzie jak zwykle urządzono centralę gdańskiego finału WOŚP. Asystent zapytał prezydenta, czy zje bułkę. Paweł Adamowicz z właściwym sobie poczuciem humoru odpowiedział, że nie - bo to zbyt kaloryczne. Poprosił o pączka i zjadł go.
Chwilę później rozpoczęło się liczenie pieniędzy z prezydenckiej skarbonki. Było w niej 5613 zł i 11 groszy. Adamowicz promieniał, miał swój osobisty, nowy rekord zbiórki na rzecz WOŚP. Tuż przed godz. 17 prezydent wziął do ręki kawałek pizzy i ruszył na pierogi do restauracji radnego Piotra Dzika, przy ul Piwnej. O godz. 17.45 był już pod gmachem Sądu Okręgowego, gdzie przygotowano manifestację w obronie konstytucji i niezawisłości polskiego wymiaru sprawiedliwości. Zebrało się tam pięćdziesięcioro najbardziej wytrwałych przeciwników metod stosowanych przez PiS. Adamowicz mówił o potrzebie obrony sądów i wartości demokratycznych.
Na pożegnanie usłyszał: “Do zobaczenia w poniedziałek, panie prezydencie”, bo następnego dnia, na spotkaniu w Oliwskim Ratuszu Kultury miał czytać dla publiczności fragmenty “O tyranii” Timothy Snydera.
O godz. 18.30 prezydent Gdańska znowu był w rejonie Targu Węglowego - placu, na którym skupiały się imprezy towarzyszące gdańskiemu finałowi WOŚP. Z trojgiem współpracowników wszedł do baru przy Teatrze Wybrzeże. Chodziło o to, żeby się ogrzać i przed godz. 20 wejść na scenę, gdzie miało nastąpić uroczyste zakończenie imprezy. W barze prowadzili luźne rozmowy. Prezydent nalegał, by czytali więcej gazet i starali się wyciągać z lektury wnioski, co do rozwoju sytuacji w kraju. O godz. 19.50 poszli na scenę. Wszyscy czekali na uroczysty moment, kończący finał WOŚP - “Światełko do nieba”. Asystent zrobił prezydentowi pamiątkowe zdjęcie z iskrzącym patyczkiem zimnych ogni w dłoni. Chwilę później Pawłowi Adamowiczowi podano mikrofon.
- Gdańsk jest szczodry, Gdańsk dzieli się dobrem, Gdańsk chce być miastem solidarności - powiedział prezydent Paweł Adamowicz. - Za to wszystko wam serdecznie dziękuję, bo na ulicach, placach Gdańska wrzucaliście pieniądze, byliście wolontariuszami. To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. Jesteście kochani. Gdańsk jest najcudowniejszym miastem na świecie. Dziękuję wam!
Gdy wypowiadał ostatnie słowa, do pierwszego ciosu nożem zostały 64 sekundy. Dochodziła godz. 20. Zaczęło się odliczanie do “Światełka”. Tysiące uśmiechniętych ludzi wokół, ręce w górę, z zimnymi ogniami lub lampkami telefonów komórkowych.Głosy setek, tysięcy uczestników:
Dziesięć! Dziewięć! Osiem!
Odliczaniu towarzyszyły rozbłyski ognia i słupy dymu - efekty z urządzeń pirotechnicznych, zamontowanych na scenie.
Siedem! Sześć! Pięć! Cztery! Trzy!
Niektórzy z uczestników zauważyli sylwetkę człowieka, który szybkim krokiem przemierzał scenę w poprzek. Wyglądał na pracownika technicznego, jakby się spieszył, aby coś poprawić.
Dwa! Jeden! Juuuuż!
Prezydent stał szczęśliwy, trzymając w dłoni iskrzący się drucik zimnych ogni. I wtedy właśnie ten człowiek wpadł na Pawła Adamowicza, potrącił. Tak to wyglądało w pierwszej chwili.
* * *
Więcej: www.gdansk.pl/pawel-adamowicz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz