To pytanie zadają sobie mieszkańcy. Po dwóch kadencjach rządów Prawa i Sprawiedliwości w wielu, nawet sąsiednich gminach, widać, że środki z funduszy państwowych płynęły. Koczała, Czarna Dąbrówka, Kępice, Rzeczenica, Trzebielino... Tam skutki dotacji widać gołym okiem!
W Miastku był moment, w którym pojawiła się nadzieja. W wyniku referendum i wyborów uzupełniających burmistrzem został człowiek spoza układu. On zdobył fundusze, z których inwestycje teraz kończy obecny włodarz.
Niestety nie zagrało, w wyborach „człowiek z Gdańska” poparł konkurencyjną kandydatkę...
Potem przyszły wybory parlamentarne i w gmachu przy Okopowej w Gdańsku zmienił się „dowódca” i jego, a raczej jej zastępcy!
„Co mi Panie dasz” to mógłby być tytuł piosenki Miastczan lub hejnał na ratuszu, który wybrzmiewałby w codziennej po południowej tęsknocie za mądrymi władzami, które rozwinęliby miastecką gminę, a dwa byki waliłyby się rogami w dowód ciągłej walki o dobrobyt.
Kandydatów jest wielu. Zaczynając od długowiecznego burmistrza, który „rozpoczął” rozwój gminy Miastko, a złośliwi mówią, że zakończył. "Straciliśmy powiat", prawie wszystkie zakłady upadły, a reszta została zrównana z ziemią, np. FRiOS, Zakłady Meblarskie „Czyn” i wiele innych.
W tym czasie wyrósł inny „zbawiciel”, wieczny radny i bezradny, ale przede wszystkim - wicewojewoda. Dwukrotny przegrany w wyborach na burmistrza, zajmował zacne ostatnie miejsca, raczej schlebiając swoim przeciwnikom. Ale został wicewojewodą.
Co mi Panie dasz? Może w końcu to było to? Pierwszy z Miastka wicewojewoda. To był cud? Cud znad Studnicy? Wybawienie i nadzieja dla niepowiatowej gminy, która wówczas mogła wiele. W końcu miała swojego człowieka w strukturach administracji rządowej. Miał być dobrobyt, a przynajmniej odrodzenie… „Pieniędzorów miało być jak mrówków!”
No bo jak mają być „mrówki” skoro wybory parlamentarne w plecy?
Szpital choć Miejski dostał jakieś drobne to i dalej miał problemy, a największe wpadki wyszły za panowania w szpitalu koleżanki wicewojewody i czar prysł. Koleżanka ma zarzuty prokuratorskie. A szpital mógł być wojskowy. Parę inwestycji w gminie poczyniono, m.in: wozy strażackie, remizy i inne. Choć szło to raczej przez ręce rzecznika rządu ze Słupska. Były to ważne i potrzebne cele, ale czy to rozwiązało problemy gminy, np. z pracą, nowymi zakładami i stabilizacją mieszkańców? Czy można było więcej dać? Czy zmarnowano czas i możliwości? Czy Pan wicewojewoda otoczył się odpowiednimi ludźmi, parlamentarzystami, którzy kasy jak mrówków mieli przynosić? Lokalni wieczni politycy też mieli w tym niechlubny udział, aby nie pomagać swoim ziomkom, niestety z innej opcji politycznej. Taki już klimat w Miastku. Każdy sobie rzepkę skrobie i mamy co mamy.
Czy Miastku i Gminie się należało w końcu „coś” po długich latach chudych i bytu pod butem powiatu, ludzi, którzy nie sprzyjali mieszkańcom w ich codzienności? Zaiste, ale zbyt to wolno przebiegało i brak było charyzmy, rozeznania i wiedzy. Choć historia lubi się powtarzać to nasz wicewojewoda nie odrobił lekcji. Brak wniosków z przeszłości, nie sprzyjał przyszłości, szczególnie dla polityków „lekkich lotów”.
Pozostała frustracja i tęsknota za władzą. „Ale to już było i nie wróci więcej” Czas pokazał, że okazje niewykorzystanie mszczą się dwa razy. Nawet powrót do starych znajomości w Kamnicy z byłą prezes nie wyszedł na dobre. Być może były to nietrafione znajomości i kontakty? Wierność i lojalność jednak w Miastku jest deficytowa.
Byłeś kimś to zostaniesz nikim. Tak stara kadra towarzyszy z podwórka i znajomych radnych z jednej miejscowości zostawiła Pana samego sobie. Pana zostawiło nawet swoje środowisko, w którym kiedyś pracował. Dyrektor to ktoś ważniejszy od byłego wicewojewody, bo dyrektor gra tylko na siebie. „Pracy dla Ciebie w Miastku nie ma i nie będzie.” Taka jest właśnie wdzięczność. To środowisko starych byków, którzy pokazali „młodemu byczkowi” jak stawia się do pionu. Jesteś „byczku” z innej opcji. A my tu rządzimy. Taka wojna domowa pod patronatem reakcjonizmu, antyrewolucyjnych obcych sił.
To tak po miasteckiemu, gdzie głównym nauczycielem był „Pan Wieczny” w Wołczy mieszkający.
No cóż, taka to krótka historia Pana, który mógł wiele, ale wyszło jak wyszło. Zatem wniosek prosty. Może to wina… długości i szerokości geograficznej, zbyt dużej ilości lasów, jezior, torfów czy grzybów w Gminie Miastko, które mogą wpływać na decyzję mieszkańców i władz? Być może?
Jedno jest pewne. Ci sami ludzie rządzą tu od wieków. Czy czas na zmiany? Czas na ludzi niezwiązanych z żadną partią? Czy obecna rządząca wieczna władza w tej niedocenionej, pięknej z tradycjami Gminie, która tylko zmienia „szaty” doprowadzi ją do poziomu wsi? O wsi pachnąca w ciszy i spokoju upadająca…
* * *
Jedno jest pewne – były wicewojewoda, choć został radnym powiatowym, nadal nic nie może, a kiedy na sesji Rady Powiatu zaczął deliberować o weterynarii w Miastku spotkał się raczej z ostracyzmem i politowaniem. W każdym razie znów nic nie osiągnął. Ot, taki to los człowieka... karma powróciła!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz