"W ostatnich dniach władze Gdyni chętnie pojawiały się przed kamerami, relacjonując swoje zaangażowanie w kolejne wydarzenia i akcje wspierające społeczność z Ukrainy." - informuje ruch społeczny Kocham Gdynię.
Udawanie to cecha, którą obecne władze Gdyni już opanowały do perfekcji. Wszystko ma swój początek w kampanii wyborczej, kiedy to, jak się okazuje, udawano na etapie eksperymentu - czy Gdynianie to kupią?
Jak widać po wynikach z 7 i 21 kwietnia 2024 roku - kupili...
I teraz większość bród jest już mokra. Gdynianie na potęgę plują sobie w brodę i nie mogą sobie wybaczyć, że swoją beztroską doprowadzili do totalnego chaosu w mieście. Władza nie ogarnia... Wymazuje... W jednym miejscu nie zgłasza drzew do wycięcia, w drugim chce pod betonozę wyciąć las...
A już najlepsze są tak zwane "stosunki międzynarodowe" - żeby zamanifestować poparcie dla narodu ukraińskiego i biznesu prowadzonego przez ukraińską rodzinę gremialnie biegną na ul. Świętojańską (do placu Wolnej Ukrainy całkiem blisko), ale jakoś nikt nie zainicjował zbiórki na tabliczkę, a to tylko 2 tysiące z groszami.
Na dodatek jeszcze Aleksandra Kosiorek składa kwiaty, by uczcić hitlerowców uciekających z Pomorza w 1945 roku. Tu trzeba zastanowić się, czy w ten sposób chciała również uczcić UPA i tych Ukraińców, którzy walczyli po stronie Hitlera? A to, że wiele set tysięcy Niemcy rozstrzelali, zagazowali, zagłodzili, to już inna sprawa. Ot, hipokryzja, brak wyczucia i pomieszania z poplątaniem - chaos na każdym kroku.
RS Kocham Gdynię podsumował przygotowanie Kosiorek i jej koalicjantów do sprawowania władzy w Gdyni.
"Tymczasem w przestrzeni miasta leżą sprawy, które mogą wydawać się proste i podstawowe - takie jak zamówienie nowej tabliczki z nazwą placu o znaczeniu symbolicznym.
Tabliczka, której zniszczenie odnotowano w grudniu 2024 r., do dziś nie została wymieniona. Czy naprawdę w budżecie Zarządu Dróg i Zieleni, który wynosi około 150 mln zł rocznie, nie znalazło się 2300 zł na uzupełnienie zniszczonego oznakowania?
To nie jest tylko kwestia metalowej tabliczki. To pytanie o funkcjonowanie miasta.
Chociaż w mediach społecznościowych i relacjach prasowych widzimy Panią Prezydent i jej współpracowników, wrażenie jest takie, że na poziomie zarządzania codziennością miasto po prostu… nie działa.
Czy miasto, które nie radzi sobie z wymianą tabliczki za 2 tys. zł, może być gotowe na wyzwania, które wymagają prawdziwego zarządzania?"
* * *
I tak po roku z kawałkiem nowej władzy w Gdyni dobrnęliśmy do paradygmatu tabliczki. Szyld z nazwą placu urósł do rangi orzeczenia określającego stan sprawności i kompetencji władz miasta Gdyni.
Jeśli nie mają mocy sprawczej, by uzupełnić brakującą tabliczkę za dwa trzysta, to aż strach pomyśleć, co z przedsięwzięciami za miliony! Aczkolwiek już mogliśmy się przekonać o umiejętnościach zarządzania w aspekcie modernizacji ulicy Unruga i budowy obwodnicy Witomina.
Parafrazując Sidorowskiego (czyli filmowe wcielenie Jana Himilsbacha w "Rejsie"): oszukane społeczeństwo...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz