Prezydentka Aleksandra Kosiorek mogła nie spodziewać się tego, że jej udział w niemieckiej uroczystości na brzegiem zatoki może wywołać tak ogromną reakcję mieszkańców Gdyni (i nie tylko).
Gdyby "swoim majestatem zaszczyciła" obchody wybuchu II wojny światowej, rocznicę zbrodni w lesie piaśnickim, czy oddanie hołdu społeczności żydowskiej wyniszczanej przez Holocaust, być może bez echa przeszedłby jej udział w upamiętnieniu zatopienia niemieckich statków, na których uciekali niemieccy okupanci przed zbliżająca się Armią Czerwoną i polskimi wojskami, m.in. 1 Warszawską Brygadą Pancerną im. Bohaterów Westerplatte, która będąc w podporządkowaniu różnych radzieckich związków operacyjnych, uderzyła m.in. na Wejherowo i wspólnie z nimi zajęła to miasto.
Od 12 do 17 marca brygada toczyła walki o Rumię. W okresie 26–28 marca uczestniczyła w wyzwoleniu Gdyni. Końcowym etapem działań 1 BPanc był udział w zdobyciu Gdańska, gdzie częścią swoich sił toczyła zacięte walki uliczne. Atakiem na stanowiska baterii nadbrzeżnej na Oksywiu zakończyła działania bojowe. 7 kwietnia przeszła z Gdyni przez Orłowo, Sopot do Gdańska, gdzie pozostała w obronie wybrzeża do końca maja 1945.
Okazało się jednak, że Gdynianie nie zapomnieli o Piaśnicy czy marszu śmierci z KL Stutthof. Swoje zdanie na temat "wyczynu" prezydentki w sieci wyraziły poza politykami osoby będące poza polityką, które nie aspirują do żadnych stanowisk i na co dzień nie biorą udziału w przepychankach na szczytach władzy.
Po prostu Gdynianom nie spodobało się uczestnictwo Aleksandry Kosiorek w politycznym wydarzeniu i na dodatek okraszonym narracją "poszkodowanych Niemców".
Jakoś na tych obchodach nikt nie wspomniał o dzieciach mordowanych przez Niemców w obozach koncentracyjnych, o milionach zabitych Żydach, o eksperymentach prowadzonych na matkach i dzieciach między innymi przez doktora Mengele czy Otto Heidla, który jako lekarz garnizonu Stutthof SS-Obersturmführer nadzorował pseudomedyczne badania w niemieckim obozie zagłady działającym na Pomorzu.
Wszystko wskazuje na to, że uczestnictwo prezydentki Kosiorek w niemieckich uroczystościach spowodowało, że krytyka ze strony mieszkańców weszła na wyższy poziom. Wcześniej dyscyplinarnie został zwolniony Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski, któremu Kosiorek zawdzięcza stanowisko. Gdyby nie jego upór i konsekwentne usuwania przeszkód (często byli to oponenci, którzy mieli inną wizję na prowadzanie kampanii wyborczej), a przede wszystkim "stworzenie" Gdyńskiego Dialogu, to dziś prezydentem byłby dalej Wojciech Szczurek albo Tadeusz Szemiot. Drugie rozwiązanie jest jednak bardzo wątpliwe...
* * *
Poniżej zamieszczamy post z facebook'a, w którym dość ostro, ale konkretnie i w punkt, jest oceniana Aleksandra Kosiorek po uczestnictwie w uroczystościach zorganizowanych przez mniejszość niemiecką.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz