Zamknij

Szczurek: nie o takim 100-leciu marzyliśmy

Mariusz Sieraczkiewicz 18:44, 21.11.2025 Aktualizacja: 18:44, 21.11.2025
1 grafika UM Gdyni grafika UM Gdyni

Mateusz Szczurek postanowił podzielić się swoimi wnioskami na temat oferty władz Gdyni na obchody 100 lecia miasta z morza i marzeń. Już po "wielkiej" konferencji, której splendoru miało dodać miejsce, czyli deski Teatru Muzycznego, w sieci pojawiły się dziesiątki wpisów i setki komentarzy nie zostawiających na ekipie koalicji Kosiorek - Szemiot suchej nitki. Mimo szerokiej propozycji wydarzeń, żadne z nich nie powala na kolana i może pasowałoby do 27 lecia albo 63 lecia, ale na pewno do 100 lecia im bardzo, bardzo daleko, tym bardziej, że wiele z nich to eventy, które dzieją się od lat...

A miło być tak cudownie...

Póki co, można jedynie zacytować Zenona Laskowika i stwierdzić, że chcą zafundować Gdyniankom i Gdynianom "stuprocentowego devaluja"!

Szczurek podsumował

Mateusz Szczurek jasno i konkretnie ustosunkował się do propozycji przedstawionych przez Aleksandrę Kosiorek i Tadeusza Szemiota. Zwrócił również uwagę na upolitycznienie setnych urodzin, które zapewne odbiją się czkawką mieszkańcom. Z tego wniosek jest prosty - w półtora roku można w mieście wprowadzić taki chaos, że pod koniec kadencji może dojść nawet do zapaści - tym bardziej, że projekt budżetu pokazuje, że obecne władze w ogóle nie mają pojęcia o zarządzaniu finansami miasta.

Ale oddajmy głos Mateuszowi Szczurkowi:

"Mieliśmy marzenie o wyjątkowym 100-leciu. Marzyliśmy o najważniejszym jubileuszu w historii naszego miasta jako o święcie wszystkich Gdynianek i Gdynian, a jako mieszkańcy miasta z morza i marzeń wierzyliśmy, że przed nami jeden z ważniejszych momentów w jego historii. Aż do przedwczoraj…

W Teatrze Muzycznym odbyła się konferencja prasowa dotycząca przedstawienia programu miasta na 100-lecie. Niektórzy dziennikarze nie otrzymali akredytacji, a władza nie potrafiła (lub nie chciała) wyjaśnić dlaczego. Już to budziło niepokój, ale prawdziwe zaskoczenie przyszło wraz z prezentacją programu.

Okazało się, że punktem kulminacyjnym obchodów 100-lecia miasta znanego w Europie z Open’era i wielkich widowisk, będzie ledwie 1,5 godzinny koncert, który swoim rozmachem przypomina bardziej średniej wielkości festyn rodzinny. Trudno nie odnieść wrażenia, że nie doczekamy się wydarzenia na miarę naszych oczekiwań.

Oczywiście 100-lecie to nie tylko jeden dzień, więc z ciekawością wyczekiwaliśmy programu na cały rok. I co usłyszeliśmy?

Cudawianki, Półmaraton, Gdynia Sailing Days, mecz reprezentacji Polski w koszykówce, wyścigi kolarskie, targi książki, wystawy, imprezy Rad Dzielnic, nowe spektakle i kilka innych. Po roku przerwy wrócił nawet IRONMAN, który tak krytykowany był w trakcie kampanii prezydenckiej przez obecną panią prezydent.

Mimo usilnego oklejania wszystkich tych wydarzeń marką 100-lecia ciężko nie zauważyć, że całość wygląda na zwykły sezon letni przygotowany przez poprzednią władzę bez specjalnej okazji, z tą różnicą, że wydarzenia będą teraz obowiązkowo dekorowane logotypem „100-lecia” (swoją drogą ładnym).

Zamiast spójnego planu i wizji otrzymaliśmy przypadkowy zlepek działań, które i tak miałyby miejsce.

Można odnieść wrażenie, że władze miasta nie stanęły na wysokości zadania i szykuje nam się 100-lecie zawiedzionych nadziei, ale niestety zawód to nie jedyne uczucie towarzyszące ogłoszeniu programu.

Częścią obchodów jest także wystawienie nowego spektaklu na podstawie książki Aleksandry Boćkowskiej „Gdynia. Pierwsza w Polsce”. Chciałbym, aby była jasność – poniżej nie dokonuję oceny spektaklu i nie przekreślam go. Ocenię natomiast książkę i napiszę o towarzyszących mi obawach i wątpliwościach.

Książka ma swoje lepsze i gorsze strony i należy ją podzielić na dwie części. Część „historyczna” jest dobrze przygotowaną historią naszej gdyńskiej tożsamości i w tej warstwie odwołuje się do bardzo bogatej bibliografii. Druga część, opisująca życie współczesnych Gdynian, sprawia wrażenie, jakby pod z góry założoną narrację dobrano pojedyncze historie głównie osób krytycznych wobec poprzedniej władzy. W tej narracji rolę „dobra” przypisano obecnej prezydent, a „zła” – jej poprzednikowi.

W tej drugiej części sukcesy miasta oraz byłego prezydenta („uśmiechającego się z wyćwiczoną przez dekady serdecznością”) z ostatnich 25 lat zostały sprowadzone do „fetowania wszystkich nagród i zwycięstw w rankingach”. Jako przykład autorka przytoczyła raport portalu Otodom dotyczący jakości życia, nazywając go „szczęściem podarowanym miastu przez deweloperów”. Nietrudno zauważyć, że Otodom nie jest deweloperem i nietrudno domyślić się, czemu miała służyć ta sugestia.

Obecną negatywną ocenę mieszkańców odnośnie obecnej prezydent autorka co prawda dostrzegła, ale stara się ją prześmiewczo marginalizować pisząc o narzekaniu mieszkańców na udział pani prezydent w Kongresie Kobiet, na rzadkie kursy autobusów, na drogie parkingi i na tym kropka.

Pani Aleksandra Boćkowska mieszka w Gdyni od 2021 roku. Jak sama o sobie pisze „nie kocha Gdyni i tęskni za Warszawą”. Fajnie jest posłuchać głosu „z zewnątrz”, który stara się przebić pewną bańkę, ale odnoszę wrażenie, że na skutek zatarcia w swojej książce różnic między faktami a swoimi poglądami, dość nieświadomie wpisała się w stereotypowe wyobrażenie mieszkańca Warszawy, który przyjeżdża do naszego miasta i zaczyna nam tłumaczyć, jak powinniśmy żyć, w jaki sposób powinniśmy kochać swoje miasto, na kogo powinniśmy głosować i że kochać to trzeba za coś, a my nie mamy za co kochać Gdyni i ulegliśmy jakiejś zbiorowej halucynacji.

Oczywiście każdy może napisać książkę ze swoimi przemyśleniami i poglądami, natomiast tutaj mierzymy się ze spektaklem finansowanym z publicznych środków (z budżetu 100-lecia) i przygotowywanym przez miejską instytucję kultury. Niezależnie od tego jak finalnie będzie wyglądał sam spektakl - książka zyska na promocji. Trudno więc dziś nie zadać poniższych pytań:

Dlaczego wybrano „Gdynię. Pierwszą w Polsce” Aleksandry Boćkowskiej, a nie choćby znacznie lepiej ocenianą oraz nagradzaną książkę Grzegorza Piątka „Gdynia obiecana”, która także mierzy się z mitem Gdyni, ale zarazem nie jest nacechowana poglądami politycznymi?

Dlaczego władza wykorzystuje instytucję kultury do swoich politycznych celów?

Czy to właśnie w tym celu dokonano zmiany na stanowisku dyrektora Teatru Miejskiego?

W trakcie ostatniego 1,5 roku obserwowaliśmy już kilkukrotnie, jak władza naszego miasta wymazywała zdarzenia oraz ludzi, którzy dla Gdyni zrobili wiele dobrego. Obchody, które miały nas łączyć, stają się narzędziem do pisania historii na nowo. I tak na naszych oczach wspólne święto Gdynian zmienia się w wydarzenie dla władzy mające na celu budowanie jej politycznej narracji.

Nie o takim 100-leciu marzyliśmy."

* * *

Przede wszystkim jednak - należy zadać pytanie: dla kogo mają być te wydarzenia z okazji setnych urodzin Gdyni?

Bo na razie wychodzi na to, że dla garstki pogubionych, sfrustrowanych i ambicjonalnie rozchwianych adeptów aplikujących (póki co bez powodzenia) na salony "wielkiej" polityki. Może chcą być posłami, senatorami, wojewodami a może nawet Prezydentami RP?

 

(Mariusz Sieraczkiewicz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze
0%