Zamknij

Mateusz Szczurek: rodzina to rozmowa, zrozumienie, przyjaźń i miłość

Mariusz Sieraczkiewicz 17:54, 16.09.2025 Aktualizacja: 18:20, 16.09.2025
Skomentuj foto Mateusz Szczurek/FB foto Mateusz Szczurek/FB

Na początku lipca br. Mateusz Richert opublikował zdjęcie z Open'era z rodzicami i przyjaciółmi. Spotkało się to z bardzo pozytywnymi reakcjami użytkowników FB. Stało się to również przyczyną przeprowadzenie wywiadu, który publikujemy poniżej.

Czy dziś warto budować rodzinę opartą na dialogu, zrozumieniu, przyjaźni i miłości?

Trochę z przekąsem, a trochę poważnie - słowo „dialog” tak zdewaluowało się dziś w gdyńskiej przestrzeni, że nawet Ci, którzy szli z tym sloganem do wyborów, odżegnują się dziś od tego terminu, stąd też nie chciałbym zestawiać tego konkretnego słowa z moją rodziną. Jednak zapewne na zrecenzowanie obecnie rządzących będzie jeszcze dziś czas, więc wracając do nieco zmodyfikowanego pytania, czy warto budować rodzinę opartą na rozmowie, zrozumieniu, przyjaźni i miłości, odpowiedź nie może brzmieć inaczej niż tak, oczywiście. Każda z tych wartości jest fundamentem funkcjonowania zdrowej relacji i im wyższy ich poziom, tym relacje są głębsze. Jest to system naczyń połączonych, gdyż nie ma miłości bez przyjaźni, przyjaźni bez zrozumienia i zrozumienia bez rozmowy, a zatem braki na którymkolwiek polu wpływają na pozostałe.

Niemałą sensację wywołało zdjęcie Waszej rodziny wykonane podczas tegorocznego festiwalu Open'er. To już tradycja?

Małą tradycją jest już coroczne zdjęcie spod sceny z przyjaciółmi, z którymi spędzam Open’era. Z rodzicami jak do tej pory byłem jedynie na swoim pierwszym Openerze w 2006 roku, ale niestety wówczas nie utrwaliliśmy w żaden sposób tych chwil. W tym roku udało nam się nadrobić zaległość i to tegoroczne zdjęcie jest oczywiście dla mnie najbardziej wyjątkowe.

Pasja, w tym przypadku dobra muzyka – to odpoczynek od trudnych spraw?

Życie jest sztuką odnajdywania balansu między pracą, odpoczynkiem, a rodziną. Dobra muzyka potrafi umilić nam czas w każdej z tych sfer. Dlatego tak ważne jest, aby miasto posiadało bogatą ofertę muzyczno-kulturalną. Jestem uczestnikiem Openera od blisko 20 lat i pamiętam z tamtych lat ekscytację połączoną z dumą wynikającymi z tego, że gwiazdy światowego formatu przestają omijać na trasach koncertowych Polskę i występują na festiwalu w naszej Gdyni. Te pozytywne emocje dawało się odczuć na samych koncertach, podczas których publika bardzo żywiołowo reagowała na każdy najmniejszy gest artysty, a Ci odwzajemniali się twierdząc, że występują przed najlepszą publiką na świecie. Nie umielibyśmy wyobrazić sobie Gdyni bez Opener’a czy wakacji bez największych gwiazd muzyki. Niestety ostatnie miesiące pokazują, że nie możemy już przyzwyczajać się do jakichkolwiek wydarzeń, niezależnie od tego, czy i jak mocno wrosły w tkankę naszego miasta, czy też są dopiero w planach. Mam także inne obawy. Zarządca i negocjator, który nie staje na wysokości zadania i nie umiejący przedstawić atutów wynikających z organizacji danego przedsięwzięcia u siebie, a zarazem chcący utrzymać imprezy w mieście przy tak silnej konkurencji i zabiegu innych miast o przejęcie wydarzenia, zmuszony będzie do znacznego podbijania stawek sponsorskich. Rynek muzyczny i festiwalowy, choć wnosi ogromną wartość kulturalną – pozostaje biznesem jak każdy inny, a biznesmen wyczuje słabość swojego rozmówcy, aby osiągnąć jak największe profity.

Nosisz nazwisko rozpoznawalne w Polsce. To zobowiązanie?

Każdy sam pracuje na swoją własną rozpoznawalność, więc nie patrzę na nie w tym kontekście. Jestem natomiast dumny z olbrzymiego wkładu mojego taty na rzecz rozwoju Gdyni i z tego, że przez tyle lat z tak ogromnym oddaniem służył naszemu miastu. To za jego kadencji zostały zrealizowane tak ważne inwestycje jak Trasa Kwiatkowskiego, Pomorski Park Naukowo-Technologiczny, Gdyńskie Centrum Filmowe, rozbudowa Teatru Muzycznego, Droga Gdyńska, Stadion Miejski, Narodowy Stadion Rugby, Gdynia Arena, Muzeum Emigracji. Do tego dochodzą węzły drogowe (Wzgórze, Chwarzno, Dąbrowa), ogromny program rewitalizacji w poszczególnych dzielnicach, nowe szkoły i powstałe tylko w ostatniej kadencji liczne centra sąsiedzkie. Program przyszkolnych obiektów sportowych to kilkadziesiąt boisk. Do wielu świetnych rozwiązań przyzwyczailiśmy się i traktowaliśmy je jako normę, a w tym przypadku można przywołać gdyńskie biblioteki, które dawno przestały być tylko wypożyczalniami książek.

Niejednokrotnie obserwowałem z bliska jak wyglądało zaangażowanie taty i jak poświęcał się również wieczorami i w weekendy. To była służba przez większość doby, a nie zwykła praca od 8:00 do 16:00. Jeżeli więc miałbym myśleć o nazwisku jako o zobowiązaniu, to z pewnością byłoby to zobowiązanie do ciężkiej pracy, determinacji i odwagi w działaniu, bo sukcesy nigdy same nie przychodzą.

Wróćmy do rodziny. W jaki sposób reagujecie na ataki, kiedy przeciwnicy Wojciecha Szczurka próbują zrzucać na Was odpowiedzialność za grzechy całego świata?

Przeważnie staramy się patrzeć na dobrą stronę medalu. Codziennie spotykamy się na ulicach Gdyni z dużą życzliwością i serdecznością mieszkańców. Niestety w ostatnich latach, głównie w Internecie, można było zaobserwować znaczący wzrost ataków inspirowanych politycznie. I tak dla przykładu mogliśmy zobaczyć jak Gdyński Dialog porównuje mojego tatę do Lenina tylko z tego powodu, że na otwarcie Parku Centralnego Urząd Miasta zaprosił dzieci, które miały z tej okazji puszczać do stawu statki. Pani prezydent już chyba o tym nie pamiętała, gdy w ostatnich miesiącach na swoim profilu społecznościowym dla ocieplenia wizerunku wstawiała niemałą ilość zdjęć z dziećmi lub z osobami otrzymującymi medal za długoletnie pożycie małżeńskie.

Albo jak to w końcu jest z tym „zadłużeniem Szczurka”, skoro pół roku po wyborach koalicja pani prezydent mogła podjąć decyzję o wydaniu blisko 100 milionów złotych w skali roku na podwyżki dla urzędników, co stanowi przecież równowartość 1/10 całego naszego deficytu. Fakt oczywiście jest taki, że może nie jest idealnie, ale nie ma też katastrofy, o której ciągle mówiono podczas kampanii. Zadłużenie Gdyni w żaden sposób nie odstaje od innych największych miast w Polsce, stąd takie podwyżki były możliwe. O ile nie mam raczej wątpliwości co do zasadności podwyżek urzędników, o tyle mam poważne zastrzeżenia co do tworzenia w urzędzie kolejnych stanowisk dla polityków, które mieszkańców Gdyni kosztują setki tysięcy złotych rocznie. Znaczące podwyżki kierownictwa w stosunku do poprzedników pozostawię już bez komentarza.

Wczytując się w komentarze na różnych grupach na portalach społecznościowych można odnieść wrażenie, że kilka dni bez wpisu o „winie Szczurka” są dla przedstawicieli koalicji KORMIL – Gdyński Dialog czasem straconym i właściwie poza tym nie zajmują się niczym innym. Prym wiedzie tu jeden z radnych, który zamiast porozmawiać o działaniach albo propozycjach na Gdynię, które nie szkodziłby większości mieszkańców, woli odwrócić uwagę i budować narrację opartą na manipulacjach. Jest to szczucie na takim poziomie jakie znamy z ogólnopolskich mediów rządowych, a jego doskonałym przykładem był chociażby post sprzed dwóch tygodni z tytułem sugerującym, że „Szczurek sprzedał Gdynię” i z kilkoma wybiórczymi informacjami na temat sprzedaży gruntów miejskich w latach 2014-2022. Oczywiście nie podano tam już informacji jaki był cel sprzedaży poszczególnych gruntów, że duża część z nich nie nadawała się pod zabudowę, a te które nadawały się służą dziś mieszkańcom Gdyni jako ich miejsca zamieszkania i miasto otrzymuje z nich wpływy z podatku od nieruchomości, a także podatku PIT. Mimo namaszczenia przez pana radnego swojego człowieka na funkcję wiceprezydenta, którego jednym z zadań jest sprawowanie pieczy nad sprzedażą gruntów miejskich, tempo ich wystawiania do sprzedaży jest obecnie znacznie wyższe niż średnia roczna we wskazanych latach.

Czy można napisać wprost, że są to działania inspirowane i mające na celu dyskredytację w oparciu o kłamstwa?

Zamierzony efekt podobnych postów od razu uwidacznia się w postaci anonimowych profili, które w tym konkretnym wypadku zarzucały przyjmowanie korzyści majątkowych, bo skoro sprzedano to przecież pieniądze musiały zasilić prywatny portfel, a nie budżet miasta. I oczywiście można schodzić na ten poziom dyskusji i odpowiadać, że skoro pan radny (jak już wskazałem dość mało skutecznie, ale jednak) lobbuje za zatrzymaniem sprzedaży nieruchomości, to doprowadzi w ten sposób do wzrostów cen za 1 m2, a to jest wymierna korzyść dla deweloperów, z którymi przecież Pan radny startował do wyborów z jednej listy. Można? Można. Ale czy to faktycznie jest dyskusja na temat naszego miasta, na którą zasługują gdynianie? Mam co do tego ogromne wątpliwości.

Czasem ten hejt nabiera też formy niemalże kabaretowej, tak jak w przypadku oksywskiego lasu. Ile razy i przez ile miesięcy musieliśmy słuchać, że cała ta sytuacja to „wina Szczurka”, żeby na koniec przekonać się, że wystarczyło jedynie, aby prezydent Kosiorek nie odrzuciła uwag mieszkańców do planu przestrzennego i od razu można było zwołać konferencję celem radosnego obwieszczenia, że las na Oksywiu pozostanie nietknięty. Już nie chcę tu mówić o straconym czasie mieszkańców, którzy zmuszeni byli aktywnie zaangażować się w temat obrony lasu, ale czy poważnie musimy opłacać dziś z naszych podatków pensje wiceprezydentów, którzy przez wiele miesięcy nie znaleźli czasu na spotkanie z mieszkańcami, ale z chęcią ten czas wykorzystywali, aby z anonimowych profili na oksywskich grupach sugerować, że wszystko jest „winą Szczurka”? Tak jakby kompletnie zapomnieli, że to oni dziś podejmują decyzje i w związku z tymi decyzjami spoczywa na nich odpowiedzialność za to co obecnie dzieje się w naszym mieście. W podobny sposób wielokrotnie atakowano również radnych dzielnicy zarzucając im manipulację, a to właśnie Rada Dzielnicy z mieszkańcami siłą swoich argumentów i ciężką pracą przekonała panią prezydent Kosiorek do zmiany zdania.

Czy w takiej atmosferze da się prowadzić konstruktywną rozmowę o naszym mieście i jego przyszłości?

W tych atakach całkowicie zanika konstruktywna wymiana argumentów. Zaczynamy częściej wymieniać się opiniami co do faktów, zamiast opiniami co do pomysłów, a sam hejt najczęściej okazuje się być karykaturalnym odbiciem lustrzanym tych poszczególnych osób, które dla celów politycznych posługują się tym narzędziem. Chciałbym zaznaczyć – nie mam żadnych problemów z krytyką i z wymianą zdań na temat kierunków rozwoju naszego kochanego miasta i rozumiem, że nie wszystkie decyzje poprzedniej władzy mogły podobać się, jednak wymieniane dziś przeze mnie przykłady nie są krytyką, lecz bezproduktywnym hejtem albo co najmniej działaniami mającymi na celu pobudzenie hejterów.

Tylko w zeszłym miesiącu przeczytałem o sobie, że jestem ustawiony do końca życia z łapówek, które czyimś zdaniem miał przyjmować tata i że dzięki nim posiadam jakieś nieruchomości na Wiczlinie i w Koleczkowie, że w Jedynce zreorganizowano klasy, żebym nie znalazł się z „trudniejszą młodzieżą” w jednej klasie (przy czym nigdy nie byłem uczniem tej szkoły), że na uczelni zdawałem egzaminy, bo ojciec zasiadał kiedyś w jej senacie, albo że moja kancelaria adwokacka rozrasta się, bo obsługuję spółki miejskie. Hejt oczywiście nigdy magicznie nie zniknie, ale myślę, że mając zdecydowanie dosyć tego co dzieje się w polityce ogólnokrajowej, możemy wszyscy w duchu odpowiedzialności za nasze miasto starać się pielęgnować naszą lokalną przestrzeń.

Co skłoniło Ciebie do zaangażowania się w sprawy Gdyni i dlaczego wybrałeś ruch społeczny Kocham Gdynię?

W Gdyni urodziłem się i wychowałem się tu. Przez wiele lat z bliska obserwowałem, jak podejmowane decyzje wpływają na rozwój naszego miasta. Oczywiście nie zawsze wszystko było idealnie i w ostatniej kadencji pewne rzeczy można było zrobić inaczej, ale niezaprzeczalnie lata 2000-2020 to lata najintensywniejszego rozwoju Gdyni od czasów jej powstawania. Wobec niepokojących spostrzeżeń odnośnie kierunku w jakim w ostatnim czasie zaczęło zmierzać nasze miasto i jak partykularne interesy zaczęły przysłaniać interes Gdyni i jej mieszkańców oraz wobec ciągłego zasłaniania niekompetencji obecnych władz narracją o działaniach poprzedniej władzy, celowym naszym zdaniem było powołanie ruchu społecznego, który stanowił będzie odpowiedź na „partyjne myślenie” o naszej lokalnej rzeczywistości. Chcemy, aby Gdynia znów była liderem – miastem nowoczesnym, ekologicznym, miastem rozwijającym się, ale zarazem bliskim mieszkańcom, a nie miastem partyjnych wojenek o stanowiska oraz jałowych sporów demagogicznych.

Czy dziś Gdynia jest miastem otwartym na młodych ludzi? Czy Twoim zdaniem jest atrakcyjna?

Generalnie uważam Gdynię za miasto otwarte dla wszystkich i chciałbym, aby taka pozostała. Niestety mam wrażenie, że dziś coraz bardziej przestaje nadążać za rzeczywistością, a to właśnie młodzi ludzie są pierwszą grupą, która przekonuje się o tym najbardziej. Skończyły się właśnie wakacje i nie przypominam sobie, kiedy tak mało działo się w sezonie. Owszem, mieliśmy też pewną ciągłość wydarzeń, ale mam wrażenie, że oferta dla młodych była w tym sezonie wyjątkowo uboga. Otwartość na ludzi młodych to jednak nie tylko wydarzenia, ale także miejsca. Młodzi gdynianie często spotykają się w różnych lokalach gastronomicznych, więc rzucanie jakichkolwiek kłód pod nogi przedsiębiorcom prowadzącym tego typu miejsca to wbijanie kolejnych gwoździ do trumny z napisem „martwa Gdynia”. Brak nowej oferty, przy jednoczesnym odwoływaniu kolejnych wydarzeń będzie niestety potęgował ten problem.

Co Twoim zdaniem należy do priorytetów miejskich, które wymagają natychmiastowej reakcji?

Skala zaniedbań nowej władzy spowodowała, że priorytetów jest obecnie niemało. Warto zacząć od rozmów z radami dzielnic, gdyż to oni są najbliższej codziennych problemów mieszkańców. Ogromnym wyzwaniem i problemem dla młodych ludzi jest kwestia braku ich zdolności kredytowej oraz zaporowych cen nieruchomości. Mimo szumnych zapowiedzi koalicji KORMIL-GD odnoszących się do budowy mieszkań nic w tym kierunku nie rusza. Mamy w Gdyni mnóstwo przestrzeni biurowej, ale mam wrażenie, że brakuje obecnie najemców do nich, więc warto wdrożyć programy wsparcia dla przedsiębiorców i utworzyć kompleksowe zachęty do prowadzenia w naszym mieście działalności gospodarczej. Tutaj też pani prezydent zdaje się nie rozumieć problemu – w zeszłym miesiącu szumnie ogłosiła, że Gdynia wspiera przedsiębiorców i pod tym hasłem wystawiła na przetarg kilkanaście lokali miejskich pod najem. Rynek niezwykle brutalnie zweryfikował tę wspaniałomyślną ofertę i nie zgłosił się nawet jeden chętny przedsiębiorca.

W ostatnim czasie drastycznie zmniejszono ilość miejsc parkingowych w centrum i mówi się już o zabieraniu kolejnych na rzecz dróg rowerowych, ale to także nie jest dobry kierunek. Jest obecnie wiele grup domagających się od dłuższego czasu zwykłego spotkania z panią prezydent, jak chociażby działkowcy z Rodzinnych Ogrodów Działkowych. Nowej władzy brakuje także pomysłów na inwestycje, z których jako gdynianie moglibyśmy być dumni i z których wszyscy skorzystalibyśmy. Nie przypominam sobie czasów z takim przestojem inwestycyjnym, jaki mamy obecnie. Nawet ostatnia kadencja, kiedy Polski Ład wydrenował budżety polskich samorządów, nie wyglądała tak jak ta obecna.

Mam również ogromne obawy co do braku pomysłu pani prezydent Kosiorek oraz pana przewodniczącego Szemiota na zbliżające się obchody 100-lecia miasta, więc priorytetowo należałoby zaangażować mieszkańców, instytucje kultury, szkoły, przedsiębiorców i organizacje społeczne, aby jubileusz był prawdziwym wspólnym świętem całej Gdyni.

Tak więc jest wiele różnych aspektów wymagających działania tu i teraz. Działania, którego niestety obecnie nie widać, bo wszystko co się dzieje to wciąż siła rozpędu poprzedniej kadencji.

Czy upolitycznienie gdyńskiego samorządu to dobry kierunek, z którego skorzystają również mieszkańcy?

Nie, samorząd zawsze powinien być ponadpartyjny. W Gdyni potrzeba rozmowy i współpracy, a nie kalkulacji partyjnych. Ruch społeczny Kocham Gdynię jest przestrzenią dla ludzi rozumiejących, że wspólnota samorządowa jest wspólnotą ludzi i wartości, a nie wspólnotą interesów. Zapraszamy do współpracy wszystkich tych, którzy z wiarą w te wartości chcą budować nowoczesne miasto pozostające blisko ludzi, z którego wszyscy będziemy dumni.

W jakiej Gdyni chciałbyś mieszkać?

Chciałbym mieszkać w Gdyni, w której nikt nie czuje się wykluczony – niezależnie od tego, czy porusza się pieszo, komunikacją zbiorową, samochodem czy rowerem.

Zależy mi na tym, aby Gdynia pozostała miastem nowoczesnym, a nowoczesność rozumiem także jako miasto zielone. Kochamy nasze miasto, bo z jednej strony otacza je morze, a z drugiej las. Dlatego dbałość o nadmorski charakter przy jednoczesnym pielęgnowaniu zieleni w centrum i w każdej dzielnicy uważam za absolutny fundament jej przyszłości.

Chciałbym, aby Gdynia była miastem, w którym młodzi ludzie chcą zostawać, rodziny zakładać swoje domy, a seniorzy czuć się bezpiecznie i potrzebnie. Miastem, które tętni życiem kulturalnym i sportowym, daje przestrzeń do rozwoju biznesu i edukacji, a jednocześnie pozwala na odpoczynek i chwile wytchnienia w parku czy na bulwarze. Chciałbym dumnie świętować 100-lecie miasta, które było budowanie na marzeniach poprzednich pokoleń. Rok 2026 powinien być czasem szczególnym – świętem historii i marzeń kolejnych pokoleń gdynian, a przede wszystkim okazją do wspólnego budowania wizji naszego miasta.

 

(Mariusz Sieraczkiewicz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%