Nadal nie rozwiązana jest sprawa kolekcjonera Jacka Urbańskiego, którego w sierpniu 2018 roku odwiedzili policjanci z postanowieniem podpisanym przez prokurator Joanny Świątek z Prokuratury Rejonowej w Gdyni.
Na podstawie decyzji pani prokurator funkcjonariusze Policji zażądali wydania całego zbioru zabytkowych monet, wśród których znajduje się wiele numizmatycznych perełek z okresu średniowiecza, czasów napoleońskich i II wojny światowej. Pojawienie organów ścigania mogło mieć związek z wystawieniem przez kolekcjonera zbioru na licytację.
Sprawa jak z amerykańskiego filmu akcji. Kolekcjoner zażądał potwierdzenia, że policjanci poszukują jakichś skradzionych monet na podstawie konkretnych przypadków. Policjant jednak nie posiadał ze sobą żadnych zdjęć ani innych materiałów potwierdzających ich pojawienie się w domu pana Jacka.
Próbowano kolekcjonera zastraszyć, że jak nie będzie współpracował, to policjanci zabiorą wszystko co tylko będą chcieli. Dość szybko pojawił się kolejny (ogólny) nakaz prokuratorski, na podstawie którego można było zarekwirować nie tylko zabytkowy zbiór, ale również komputer (zresztą nowy). Uzasadnienie nakazu już samo w sobie było absurdalne, bo mówiło, że rekwirowane rzeczy mogą stanowiąc dowód w sprawie, bo ich posiadanie jest zabronione, więc mogą służyć do popełnienia przestępstwa.
W procederze zabrania własności prywatnej uczestniczyli również pracownicy Wojewódzkiego Urzędu Konserwatora Zabytków, wśród nich mężczyzna, z którym pan Jacek miał konflikt w czasie jednego z Jarmarków Dominikańskich. I to on właśnie doprowadził do zarekwirowania całego zbioru, który spakowano do 10 kartonów.
Dokładnie zabrano 13 069 sztuk monet zabytkowych oraz gdańskich żetonów, znaków pielgrzymich, psich numerków oraz odważników i plomb. Kolekcjoner ponad 50 lat budował swoją kolekcję.
Sprawę w końcu umorzono. Okazał się, że Jacek Urbański żadnego przestępstwa nie popełnił. Jednak jego zbiór cały czas nie wraca do właściciela. Wszyscy nabrali wody w usta. Prokuratura nie potrafi rozsądnie uzasadnić braku zwrotu.
Informacja, że zabrane przedmioty są badane pod kątem tego, czy nie pochodzą z kradzieży lub od kopaczy, nie przekonuje. Pan Jacek jest starszym, schorowanym człowiekiem. Nie posiada również urządzenia do poszukiwania metalu.
Dobrze poinformowanie uważają, że państwo chce nadać zbiorowi pana Jacka certyfikat znalezisk archeologicznych i przejąć je, bo takowe na podstawie prawa stają się własnością państwową. Nie przyjmują do wiadomości tego, że kolekcjoner przez lata zbierał monety, kupował, wymieniał się i część odziedziczył.
Mamy do czynienia z bezdusznością urzędników czy skrupulatnie zaplanowaną i realizowaną zemstą?
do wiceprezesa Rady Ministrów
w sprawie prawdopodobnego naruszenia praw obywatelskich
Gdynia, 12.11.2020 r.
Szanowny Panie Premierze!
Do mojego biura poselskiego zgłosił się pan J. U. – kolekcjoner monet, w mieszkaniu którego, w dniu 9.08.2018 r. przeprowadzona została rewizja zakończona m.in. zabraniem kolekcji monet i innych cennych przedmiotów (10 dużych kartonów), której p. J. do dnia dzisiejszego nie odzyskał. Szczegółowy opis tego dziwnego zdarzenia znajduje się w załączonym piśmie. Panu J. do dnia dzisiejszego nie przedstawiono żadnych zarzutów, nieznane są losy jego zbiorów - kolekcjoner obawia się, że mogły zostać rozkradzione.
Szokujące zdarzenia związane ze sposobem przeprowadzenia wspomnianej rewizji i przejęcia kolekcji p. U. oraz przewlekłość postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Gdyni (sygn. akt 1 Ds. 1804/2018) ujawnione w załączonym piśmie uzasadniają obawę, że mogło dojść do rażącego naruszenia praw obywatelskich, dlatego zwracam się do Pana Premiera jako podmiotu nadzorującego działalność Ministra Sprawiedliwości o stosowną interwencję i odpowiedź na następujące pytania:
Z poważaniem
Tadeusz Aziewicz
Poseł na Sejm RP
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz