„zaznaczmy: fiasko lotniska Gdynia-Kosakowo to przede wszystkim zasługa władz Gdyni, które forsowały pomył budowy tam pełnoprawnego lotniska wbrew wielu głosom krytyki. Skończyło się koniecznością oddania KE dziesiątek milionów złotych za nieuzasadnioną pomoc publiczną.” - napisał Maciej Bąk z Radia Zet na twitterze.
Na koniec zaznaczmy: fiasko lotniska Gdynia-Kosakowo to przede wszystkim zasługa władz Gdyni, które forsowały pomył budowy tam pełnoprawnego lotniska wbrew wielu głosom krytyki. Skończyło się koniecznością oddania KE dziesiątek milionów złotych za nieuzasadnioną pomoc publiczną.
— Maciej Bąk (@MaciejBk1) December 12, 2022
„Obronność Państwa ma priorytet przed wszystkim, przed każdym innym wykorzystaniem teren, w tym przypadku lotniska. I tutaj, nie ma co się kłócić z MON i wojskiem, bo wojsko ma priorytet, gdyż działa na rzecz bezpieczeństwa Rzeczpospolitej.
Czy dla Gdyni to dobrze, powiedziałbym, że to dla Gdyni kwestia neutralna. Należy zadać sobie pytanie czy wolimy Openera, czy bezpieczeństwo powietrze Rzeczpospolitej. W tym momencie mamy za mało informacji, aby przesądzać o przyszłość Openera.
Co ważne, teren był użyczony przez MON. To nie była własność spółki Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo Sp. z o.o., która miała jedynie prawo do użytkowania. Także ryzyko utraty terenu było wpisane w funkcjonowanie portu lotniczego.
Jedyną korzyścią może być to, że w końcu teren lotniska będzie użytkowany zgodnie z przeznaczeniem. Czyli będzie lotniskiem.”
- podkreśla Marek Dudziński, radny Miasta Gdyni.
Fanaberia władz Gdyni, która tak naprawdę od samego początku była mrzonką doprowadziła do straty ogromnych pieniędzy, które w konsekwencji naraziły sąsiednią gminę Kosakowo na stratę 7 milionów złotych.
Kosakowo bowiem musi oddać wojsku teren, na którym miało funkcjonować lotnisko Gdynia-Kosakowo. To ustalenie Radia Zet, które dotarło do rzecznika prasowego Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych ppłk Marka Chmiela.
Ten poinformował, że żądanie zwrotu wynika z tego, że Gdynia i Kosakowo przez 12 lat nie doprowadziły do uruchomienia lotów cywilnych.
Dodatkowo decyzja armii podyktowana jest także zmianami w prawie dotyczącym wojskowości, a konkretnie zapisami ustawy o obronie ojczyzny.
Żeby jeszcze dopełnić czarę goryczy, rzecznik powiedział, że samorząd nie będzie miała prawa do odszkodowania i do żądania zwrotu poniesionych nakładów.
Informacja z Ministerstwa Obrony Narodowej o przejęciu terenu lotniska dotarła do wójta Kosakowa Marcina Majka 30 listopada br. Przypomnijmy, że gmina ta zakupiła kompleks w poprzednim roku i rozpoczęła starania o uruchomienie szkoły latania.
Były to działania podejmowane już po ogłoszeniu upadłości lotniska Gdynia-Kosakowo. Gdyni bowiem nie udało się tak naprawdę nic, oprócz tego, że wydawała i nadal wydaje pieniądze na „władze” firmy, której już nie ma.
W radzie nadzorczej zasiada m.in. były wiceprezydent (obecnie prezes PKM Gdynia) Bogusław Stasiak. Oprócz niego pieniądze (i to nie małe) biorą Zbigniew Smolarek i Małgorzata Głódkowska.
Od nie użyczenia przez Wojewodę Pomorskiego w 2010 roku gmina Kosakowo miała 3 lata na rozpoczęcie działań. Tak się jednak nie stało i teraz, czy chce czy nie, musi ponieść konsekwencje.
Agresja Rosji na Ukrainę zbudowała nową rzeczywistość, w której obiekt wojskowy, jakby nie było położony w bliskiej odległości do granicy państwa agresora, chodzi o obwód kalinnigradzki, powinien być całkowicie przygotowane na wszelkie ewentualności wynikające z irracjonalnych posunięć rosyjskich terrorystów.
Wójt Kosakowa robi raczej dobrą minę do złej gry. Powołuje się na stały kontakt z wojskiem, które według niego nigdy nie przywoływało tematu nie uruchomienia lotów cywilnych. Teraz gmina ma 9 miesięcy na zwrot terenu.
Ale o tym już w kolejnym materiale.
0
0
0
0
0
0
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz