"Gdyńska uchwała miała być w październiku, ale raczej nie będzie (teraz).
Wyścig Ministerstwa Zdrowia, Posłów i Samorządów (brak spójności).
Mówimy o sprzedaży, a miliony na reklamę?
Temat, w którym merytoryka przegrywa z PRem."
- podkreśla Jakub Ubych, radny Gdyni.
Sprawa nocnej prohibicji zatacza coraz szersze kręgi. Tworzy się jakaś nowa forma poprawności politycznej. Gdzieś w tym wszystkim zapomniano, że zakazy i ograniczenia bardzo szybko znajdują "polskie rozwiązanie", bo Polak potrafi!
Drugą kwestią jest sponsoring i reklama. Co będzie jak firmy produkujące piwo i wódkę nagle zaczną wycofywać się z wielu przedsięwzięć, tłumacząc ograniczeniami finansowymi wynikającymi z prohibicji?
I tak posypie się układanka konstruowana latami...
Za komuny też alkohol był od 13 i obowiązywały różne zakazy. Doskonale za to funkcjonowały meliny i "prywatne kluby", w których setunię można było wypić o każdej porze.
Na dodatek panuje prawny chaos i brak porozumienia na linii rząd - samorządy.
"W ostatnich dniach pojawiły się informacje o pracach Ministerstwa Zdrowia nad nowymi regulacjami dotyczącymi sprzedaży alkoholu m.in. zakazem na stacjach benzynowych i w uzdrowiskach, a także poselskimi wprowadzającymi prohibicję od 22 do 6. Zmiany te mają mieć charakter ogólnokrajowy i objąć jednolitym systemem cały kraj.
Tymczasem w samorządach trwa gorąca dyskusja o wprowadzaniu lokalnych zakazów nocnej sprzedaży alkoholu, opartych na przepisach sprzed lat, które już dawno nie przystają do dzisiejszych realiów. Uchwały procedowane dziś w wielu miastach mogą za chwilę stracić rację bytu bo państwo pracuje nad przepisami, które całkowicie zmienią zasady gry.
I właśnie tu tkwi sedno problemu. Nie ma współpracy. Nie ma wspólnej wizji. Jest chaos.
Samorządy inwestują czas, środki, energię i pieniądze w opracowywanie regulacji, które jeśli wejdą nowe przepisy centralne okażą się niezasadne i martwe w momencie podpisania. To klasyczny przykład braku stabilności prawa, który prowadzi do marnowania publicznych zasobów i budowania frustracji, zarówno wśród urzędników, jak i mieszkańców.
Zamiast wspólnego celu jest wyścig, kto pierwszy wprowadzi zakaz, kto głośniej ogłosi "walkę z alkoholem". Ale walka toczy się nie z problemem społecznym, tylko o popularność.
Bo prawdziwe zagrożenie to nie brak uchwał, lecz alkohol, używki i coraz młodsze ofiary uzależnień. Tymczasem rozproszone decyzje, brak koordynacji i niejasne prawo powodują, że działania stają się pozorne: dużo emocji, mało skuteczności.
Mamy promocje 12+12, uśmiechnięte "gwiazdy", które raczą się kolejnymi trunkami i są we wszelkiego rodzaju reklamach. W przypadku wyrobów tytoniowych na opakowaniach mamy skutki zażywania, a butelki z alkoholem są coraz bardziej kolorowe i „atrakcyjne”
Polska potrzebuje spójnych, stabilnych regulacji i jasnego podziału odpowiedzialności między rządem a samorządami. Bez tego każde działanie będzie wyglądało jak gaszenie pożaru kubkiem wody.
Nie potrzebujemy kolejnych zakazów uchwalanych "na wyścigi". Potrzebujemy rozsądku, współpracy i stabilnego prawa, które faktycznie chroni społeczeństwo, zamiast tworzyć wrażenie działania." - podsumowuje radny Ubych.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz