Po pełnej sukcesów i frekwencyjnych rekordów jubileuszowej edycji, Festiwal Polskich Filmów Fabularnych z ufnością i pewnością wkracza w nowe pięćdziesięciolecie. Jak co roku, sześć wrześniowych dni wypełnią premierowe pokazy najnowszych polskich filmów, projekcje starannie wyselekcjonowanej klasyki oraz spotkania z filmowczyniami i filmowcami, którzy licznie odwiedzają Gdynię, by wspólnie celebrować to jedyne w swoim rodzaju święto polskiego kina.
* * *
Bieżące informacje o Festiwalu można znaleźć w aktualnościach na stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych: na Facebooku i Instagramie.
Widzimy się we wrześniu w Gdyni!
* * *
„Kiedy w 1987 roku przeniesiono festiwal do Gdyni, była to kara. Władza chciała odebrać naszemu festiwalowi etykietę imprezy związanej duchowo i ideologicznie z Gdańskiem, z Solidarnością, którą my, filmowcy wsparliśmy całym sercem. Decyzję tę tłumaczono kwestiami lokalowymi. W rzeczywistości władza dostrzegła, że festiwal zanadto się usamodzielnił; raz na zawsze trzeba było go zabrać z Gdańska” – mówił Andrzej Wajda o przeprowadzce do Gdyni. „Tamten gdański festiwal był skromny, roboczy, uwieńczony na końcu manifestacją na rzecz wolności, na rzecz Solidarności. A w Gdyni to już była impreza zupełnie inna – festiwal na nowe czasy. Biedny w stanie wojennym, stał się z czasem, jak inne tego rodzaju festiwale, miejscem spotkań z ulubionymi aktorami i popularnymi filmami”. Janusz Kijowski wspominał z goryczą: „Wmawiano nam, że w Teatrze Muzycznym będzie lepsza projekcja niż w Gdańsku. Bzdura! Chodziło o to, aby nas zamknąć w jakimś luksusowym „getcie”, daleko od Uniwersytetu, daleko od Stoczni, daleko od młodzieży Trójmiasta, gdzieś na uboczu – między klubem garnizonowym Marynarki Wojennej (tania wódka) a Piekiełkiem (droga wódka). I to się udało. W latach 80. festiwal gdyński to była jakaś paranoja. Jak cały ten kraj”.
Dzisiaj, kiedy Gdynia należy do najpopularniejszych polskich miast, trudno zrozumieć opór przed wyprowadzką festiwalu z Gdańska, z budynku NOT-u, w którym rzeczywiście warunki techniczne pozostawiały dużo do życzenia, o czym pisano w większości artykułów publikowanych w ówczesnych gazetach festiwalowych. Gdynia w latach 80. była skromnym krewnym Gdańska i modnego Sopotu, miastem kojarzącym się w zasadzie tylko z przemysłem stoczniowym i marynarzami. Tworzenie wizerunku miasta kreatywnego rozpoczęło się dopiero w latach 90. siłami samorządu, najpierw pod wodzą prezydent Franciszki Cegielskiej, wielkiej przyjaciółki festiwalu, a następnie Wojciecha Szczurka.
Gospodarze skromnego wówczas miasta widzieli w nim okno na świat, doceniali jego wyjątkowe w skali kraju walory: morze w centrum, szeroką plażę miejską, przestrzeń, która aż się prosiła o zagospodarowanie. Dostrzegli potencjał tkwiący w festiwalu, który od 1987 roku aż do dzisiaj ma swoje centrum w przestronnym Teatrze Muzycznym.
Naprzeciwko teatru stoi Hotel Gdynia – obecnie Mercure Gdynia – od centrum festiwalowego oddzielony wąską uliczką. Ze względu na tę lokalizację był i wciąż pozostaje najbardziej pożądanym miejscem zakwaterowania. W napiętym kalendarzu festiwalowym ta bliskość ma znaczenie fundamentalne. Hotel to część festiwalowej legendy. Niedawno przeszedł gruntowną renowację, a oprócz świetnej restauracji ma bar w foyer, który w ostatnich latach stał się popularniejszym miejscem spędzania festiwalowych wieczorów niż bankiety firmowe. Mało kto wie, że dyrektor Mercure na czas imprezy sprowadza dla gości FPFF wina w specjalnych cenach. Wieloletni pracownicy hotelu witają festiwalowiczów jak starych znajomych. Jednym z najbardziej ikonicznych widoków jest nocny tłum filmowców przed wejściem głównym, rozmawiający, śmiejący się, częstujący się wzajemnie papierosami. Ci, którzy mieszkają na niższych piętrach od strony wejścia, lekko nie mają. Ale i tak swojego miejsca nie oddaliby nikomu.
I rzecz jasna legendarne Piekiełko, nocny klub z czerwonymi pluszowymi fotelami i udrapowaną kurtynką, która jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku we wdzięcznych spazmach opadała na parkiet, aby za chwilę podnieść się i ukazać zgromadzonym program artystyczny w postaci striptizu, występu pani z wężem czy popisów rosyjskich tancerzy. Kolejna ciekawostka: na co dzień zamknięte z powodu nieprzystawania do designu sieci (no raczej!), Piekiełko ożywa na ten jeden wrześniowy tydzień jako symbol nocnego życia FPFF, stając się miejscem tanecznych szaleństw, co ciekawe – głównie młodzieży festiwalowej.
Odświeżona biała elewacja pięknie harmonizuje z odnowionym i powiększonym Teatrem Muzycznym, a także z powstałym w 2014 roku Gdyńskim Centrum Filmowym. GCF, siedziba Pomorskiej Fundacji Filmowej i Biura Festiwalu, to w istocie nowe festiwalowe centrum. Pokazy prasowe, konferencje, biuro prasowe, pokazy konkursowe i specjalne, wydarzenia w galerii, tłumy oblegające kawiarnię FaBuła i restaurację Niewinni Czarodzieje 2.0. to codzienny festiwalowy widok. Kiedy wraz z budową GCF stary betonowy plac przerobiono na zielony skwer z dwoma Alejami: Filmowców Polskich oraz Andrzeja Wajdy (ceremonie nadania nazw odbyły się oczywiście podczas FPFF), okazało się, że jest to najpopularniejsze miejsce plenerowego odpoczynku zmęczonych festiwalowiczów.
Niezłe warunki zakwaterowania, funkcjonalność i elegancja Teatru Muzycznego oraz GCF-u, bliskość Skweru Kościuszki, plaża, morze, klif, knajpki nad samą wodą – wszystkie te zalety ostatecznie przeważyły i dzisiaj nikt już sobie nie wyobraża festiwalu poza Gdynią. Bardzo brakuje jednak Centrum Gemini przy Skwerze Kościuszki, gdzie do 2018 roku mieściło się świetne kino Silver Screen, a następnie Multikino. To głównie temu obiektowi zawdzięczamy otwarcie FPFF na publiczność w XXI wieku oraz festiwalową nazwę tego fragmentu miasta: Trójkąt Bermudzki. Obecnie pokazy odbywają się w kinie Helios w Centrum Riviera, które jest nieco dalej, ale na szczęście można tam dojechać festiwalowym autobusem.
Z biegiem czasu niechętni Gdyni filmowcy zaczęli coraz bardziej przywiązywać się do nowej siedziby. Kiedy na moment pojawił się pomysł przeniesienia części wydarzeń do Sopotu, nie można mówić o tych próbach inaczej niż o spektakularnej klęsce. Jest dokładnie tak, jak w wymyślonym przez rzeczniczkę ratusza Joannę Grajter haśle: „Gdynia kocha film, a film kocha Gdynię”.
Więcej: festiwalgdynia.pl
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz