Zamknij

Romand Dambek: to nie byli „nasi chłopcy”!

Mariusz Sieraczkiewicz 22:03, 04.08.2025 Aktualizacja: 22:20, 04.08.2025
Skomentuj foto Roman Witold Dambek/FB foto Roman Witold Dambek/FB

Na sesji Sejmiku Pomorskiego o skandalu w Krokowej. Radny Roman Dambek poruszył sprawę upamiętnienia na terenie przykościelnym oficerów Wehrmachtu i SS!

Kto był Volksdeutsch'em? Kto podpisał Volkslistę?

Autorzy wystawy "Nasi chłopcy" zapewne nie brali pod uwagę tego, co może przynieść nadanie tak kontrowersyjnej nazwy... Dla potomków żołnierzy Gryfa Pomorskiego to naplucie w twarz, o czym jest coraz głośniej. Sama wystawa zaś mogła obudzić demony przeszłości. Przede wszystkim pojawiają się pytania na temat dziadków obecnych polityków i samorządowców. Kto wywodzi się z rodziny Volksdeutsch'ów? Kogo antenaci podpisali Volkslistę?

I to jest bardzo bolesna część historii Pomorza i Kaszubów. Rozgrzebanie jej może mieć dramatyczne konsekwencje. Biorąc pod uwagę fakt, iż dziś Pomorze nie jest już tak kaszubskie, jak w 1939 roku, trzeba liczyć się z tym, że mogą zacząć się "polowania na czarownice", przy których "dziadek z Wermachtu" to pikuś!

Jednak świadomość, że obok nas żyją potomkowie Volksdeutsch'ów, którzy przez podpisanie Volkslisty zaakceptowali mord w lasach piaśnickim i szpęgawskim czy chojnickiej "Dolinie Śmierci" oraz milczeli w sprawach niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof, może wyzwalać emocje odrzucenia wszystkiego, co niemieckie, bo to Niemcy mordowali Polaków!

Powraca również fala "odzyskiwania przez Niemców tego, co ich". I o tym mówił radny województwa pomorskiego Roman Dambek, potomek jednego z dowódców Gryfa Pomorskiego w czasie II wojny światowej.

Głos w dyskusji zabrał radny Dambek

Krokowa to wieś gminna w nadmorskim powiecie puckim. Atrakcją turystyczną wsi jest rozległe założenie parkowe z pałacem, niegdyś własność rodu Krokowskich, a potem, po wymarciu linii polskiej, niemieckiego rodu von Krockow.

Kiedy po latach zaborów Pomorze Gdańskie, na mocy traktatu wersalskiego, wróciło do Polski, niemieccy właściciele majątku przyjęli formalnie polskie obywatelstwo, by nie utracić cennych dóbr i pałacu. Nienawidzili Polaków, o czym świadczą wzmianki w przedwojennej prasie pomorskiej. Na przykład „Gazeta Powszechna” w numerze z 29 stycznia 1929 roku pisała: „Dla polskich robotników nie ma pracy. Dowiadujemy się, że ziemianin z powiatu morskiego, hrabia Krockow, zwalnia masowo robotników rolnych Polaków, sprowadzając na ich miejsce robotników Niemców. Jeżeli ktokolwiek miał jeszcze złudzenie, co do obywateli polskich narodowości niemieckiej, to Krockow poucza nas dobitnie i niedwuznacznie, jak nieodzowny, zwłaszcza na Pomorzu, jest zwarty i zgodny front polsko-katolicki”. Dodajmy, że wspomniany w gazecie hrabia Doering von Krockow był oficerem armii pruskiej, a w czasie II wojny światowej wykorzystywał do pracy w swoim majątku jeńców brytyjskich, których przetrzymywał w baraku otoczonym drutem kolczastym (ustalenia IPN).

Nielojalni raz jeszcze

Jako polscy obywatele, synowie Doeringa w roku 1939 byliby powołani do Wojska Polskiego, więc bracia Heinrich i Ulrich na wszelki wypadek wyjechali do Berlina i wkrótce odnajdą się w mundurach oficerów Wehrmachtu. Reinhold podobno był zmobilizowany jako oficer Wojska Polskiego, ale szybko wydostał się z niemieckiej „niewoli” i odnalazł się w NSDAP, a potem w SS (od lipca 1940 – ustalenia IPN)! Czwarty z braci Albrecht został w Krokowej, by doglądać majątku, ale jako niemiecki patriota nie chciał trafić do armii polskiej, więc obciął sobie palec u nogi, by uniknąć powołania.

Zbrodniarz von Krockow

We wrześniu majątek von Krockow został „wyzwolony” przez armię Hitlera a jeden z synów Doeringa uczcił swą radość w sposób szczególny: uczestniczył w mordach na Polakach w pobliskim Lesie Piaśnickim! Nie wiemy dokładnie który, ale po wojnie świadkowie zbrodni nie mieli wątpliwości, że w mordach uczestniczył Krockow z Krokowej. Zresztą, taka informacja jest też w aktach procesu Alberta Forstera – „namiestnika Hitlera na Pomorze Gdańskie”, jak go nazwał niemiecki historyk Dieter Schenk. W 1946 roku świadek Edmund Mathea zeznał, że młodszy syn Krockow (Ulrich?) pobił go dotkliwie na rynku w Wejherowie, tak że wybił mu zęby. Potem razem z innymi Niemcami bił jeńców, którzy przed wojną zgłaszali się ochotniczo do Wojska Polskiego. Są też zeznania innych świadków o tym jak jeden z synów Doeringa (Reinhold?) znęcał się fizycznie nad jeńcami polskimi.

„Wierni niemczyźnie”

Tylko jeden z synów Doeringa, który zwiał w 1945 do Niemiec, przeżył wojnę. Heinrich padł 18 sierpnia 1944 w Raseiniai na północnej Litwie. Był już wtedy majorem. W styczniu 1944 był odznaczony Niemieckim Krzyżem w Złocie. Było to odznaczenie wyższe rangą niż Krzyż Żelazny I klasy. Reinhold zginął nad Zatoką Fińską 7 kwietnia 1944. Ulrich był porucznikiem w Wermachcie, na froncie we Włoszech, zginął 17 grudnia 1943 w czasie walk w rejonie Cassino. Nie zdążył wystrzelić do polskich żołnierzy na Monte Cassino, którzy pojawili się tam później…

Dociekliwi historycy dotarli do nekrologów „naszych chłopców” von Krockow, nielojalnych obywateli państwa polskiego. W każdym z tych nekrologów napisano, że „w ciężkich czasach polskich rządów pozostawali wierni niemczyźnie”! Nie wiadomo, na czym polegały te „ciężkie czasy”, bo von Krockowowie nie byli w jakikolwiek sposób przez odrodzoną Rzeczpospolitą prześladowani! Dostali polskie obywatelstwo. Nikt też nie zabierał im majątku.

Fałszywi optanci

Tu przypomnijmy, że w roku 1920, gdy Wojsko Polskie zajęło Pomorze, rząd polski dał osobom narodowości niemieckiej dwa lata na „wybór opcji”. Ci, którzy nie chcieli być obywatelami RP, mogli spokojnie wyjechać do Niemiec, zabierając bez żadnych ograniczeń wszelki majątek ruchomy. W latach 1920-22 sznur pociągów towarowych wlókł do Niemiec cenny majątek z Pomorza. Majątek tych, co nienawidzili państwa polskiego, które zburzyło im „odwieczny” porządek (lata zaborów 1772-1920), nie chcieli być obywatelami Polski, porzucali groby rodzinne i pałali żądzą zemsty. Wkrótce Adolf Hitler i jego kamraci stworzą im warunki do wymordowania milionów obywateli RP. Taka była geneza dramatu tysięcy Polaków z Pomorza, który dziś nazywamy niemiecką zbrodnią pomorską i – z woli Sejmu RP – upamiętniamy go w sposób szczególny 2 października (Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej).

W kwietniu 1945 roku pojawiły się w powiecie puckim wojska sowieckie, „wyzwalające” te tereny, przy czym „wyzwolenie” polegało przede wszystkim na masowym gwałceniu kobiet, zagrabieniu wszystkiego, co miało jakąś wartość, i wywiezieniu drogą morska lub lądową do Związku Sowieckiego. Majątek w Krokowej też został doszczętnie ograbiony. Po wojnie, w czasach tzw. Polski „ludowej”, pałac (ulegający stopniowej dewastacji) i ziemie uprawne trafiły do miejscowego PGR-u, mieściły się tam także instytucje gminne. To samo działo się zresztą z zagrabionymi przez „władzę ludową” pałacami i majątkiem polskiego ziemiaństwa, nawet tego najbardziej polskiego i patriotycznego, bo Polska sowiecka „uwalniała” naród od „ciemiężców”.

Von Krockowowie wracają!

Mijały lata. Od roku 1990 między Polską a zjednoczonymi Niemcami nastąpiły miesiące miodowe. Proniemieccy propagandyści przypominali, jak to w stanie wojennym Niemcy słali nam paczki, wojna była dawno i trzeba się pojednać, tak jak to zrobili Niemcy z Francuzami. Jednak „pojednanie” w Polsce wyglądało inaczej. Było ekspansją niemieckiego biznesu, wykupywaniem za bezcen polskiego majątku – zwłaszcza na ziemiach „utraconych” – i coraz bardziej nachalnej niemczyzny. W zamian Polacy jeździli do Niemiec po stare gruchoty i do roboty na czarno, na co policja niemiecka patrzyła przez palce, bo to się Niemcom opłacało.

W takich to nowych okolicznościach stary już Albrecht von Krockow uznał, że trzeba wracać do Krokowej! Wytłumaczył wójtowi gminy Krokowa, że to się opłaci, bo Krockowowie odbudują zdewastowane budynki i przyczynią się do rozwoju biednej popeerelowskiej gminy. Tak powstała fundacja Europejskie Spotkania Kaszubskie Centrum Kultury, którą założyli Albrecht von Krockow i wójt Krokowej. Albrecht przywiózł do Krokowej swego syna Ulricha i wytargował u wojewody gdańskiego obywatelstwo polskie dla siebie i syna! Torował sobie drogę do stopniowego niemczenia Krokowej i do ewentualnej rewindykacji swego majątku. Na razie „wdzięczna” gmina dała mu w wieczyste użytkowanie część pałacu.

Miejscowi Kaszubi zaczęli protestować, przypominali antypolską postawę braci von Krockow w roku 1939, sprzeciwiali się obywatelstwu polskiemu i postępującej afirmacji niemczyzny i von Krockowów. Te procesy trwają do dziś. Wielu z nas pamięta zapewne film fabularny „Kamerdyner”, reklamowany jako podjęcie trudnych tematów polsko-niemieckich. Tak naprawdę Kaszubi, polscy patrioci, są tam pokazani jako zawistna ciemnota, a film jest przede wszystkim idealizacją niemieckiego ziemiaństwa na Pomorzu. Zabrakło odważnych recenzentów, którzy by zdemaskowali tę chałę, bo pokazywanie „szlachetnej” niemczyzny było w tym czasie trendy.

* * *

Spójrzmy na obecny problem. W centrum wsi na Pomorzu, zaledwie 12 km od Sanktuarium Piaśnickiego w Lesie Piaśnickim, gdzie Niemcy zamordowali na jesieni 1939 roku około 14 tysięcy Polaków (dane niemieckiego historyka Dietera Schenka), mamy (pod katolickim kościołem!) upamiętnienie oficerów Wehrmachtu i SS, którzy „w ciężkich czasach polskich rządów pozostawali wierni niemczyźnie”! Gdzie jest granica polskiej głupoty? A może to nie zwykła głupota, lecz coś znacznie groźniejszego? Jaki związek z tym skandalem ma żałosna wystawa o „naszych chłopcach” w Gdańsku. Przypadkowa zbieżność w czasie? Czyżby ktoś uznał, że ci oficerowie Wehrmachtu i SS to też „nasi chłopcy”?!

Przeciwko prowokacyjnemu „upamiętnieniu” zaprotestował obecny wójt gminy Krokowa i skierował pismo do IPN. Przykre w tej sprawie jest to, że zgodę na niemiecki monument dał ksiądz proboszcz. Usprawiedliwia go tylko to, że jest w parafii od niedawna, nie znał historii von Krockowów i dał się oszukać. Szkoda tylko, że nie poprosił IPN o opinię.

Tak czy inaczej, niemiecka chwalba oficerów Hitlera pod naszym katolickim kościołem musi zniknąć. Wiadomo mi, że radny Sejmiku Pomorskiego Roman Dambek (ten sam, któremu zawdzięczamy uchwaleniu przez Sejm dnia pamięci o niemieckiej zbrodni pomorskiej) będzie domagał się jasnego stanowiska od Sejmiku w tej sprawie i protestu. Sprawą zajmie się też zapewne Ksiądz Arcybiskup, któremu pomorscy Polacy ufają bez reszty.

Piotr Szubarczyk

Dziękuję pani Ani Kołakowskiej za udostępnienie notatek z kwerendy.

Na skrwawionej pomorskiej ziemi nie ma miejsca dla czczenia takich „bohaterów”.

* * *

I tak polskie Pomorze znów staje się niemieckim terenem spornym, a część polityków jakby chciała w wiernopoddańczym geście "zwrócić" miasta: Danzig, Gotenhafen, Karthaus, Conitz, Neustadt in Westpreußen, Putzig, Berent, Marienburg, Bütow, Lauenburg in Pommern, Rahmel, Zuckau, Zoppot, Dirschau, Schlochau, Hammerstein, Rummelsburg...

* * *

"Nasi chłopcy"... zajęli się Polakami

Zdjęcia, które można oglądać w Muzeum Stutthof w Sztutowie

 

 

(Mariusz Sieraczkiewicz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%