Ostatnie wydarzenia związane z Szpitalem w Miastku nie napawają optymizmem. Okazuje się, że dla nowego burmistrza to zbyt wielki problem. Nie może sobie z nim poradzić...
Wykorzystywanie szpitala do walki politycznej wcześniej czy później musi się odbić. Nie spodziewał się burmistrz Wójtowicz tego, że „szpitalna czkawka” dopadnie go da szybko.
„Dziś Szpital Miejski w Miastku nie potrzebuje być narzędziem gry politycznej, personalnych rewanży, czy polem zemsty. Jeżeli chcemy, aby spółka dalej funkcjonowała na rzecz mieszkańców regionu trzeba mieć czas i spokój na prowadzenie działalności oraz szukanie rozwiązań korzystnych dla Spółki. Lekarze, pielęgniarki, pozostały personel medyczny oraz pracownicy administracji i obsługi nie mogą być włączani do różnych wystąpień, komentarzy i brać udział w politycznej rozgrywce, ponieważ wszystkie te grupy zawodowe skupiają się na swojej pracy, na zakresie obowiązków a przede wszystkim na pacjencie. Lekarze i pozostały personel w swojej pracy skupiają się właśnie na pacjencie, który jest dla nich najważniejszy, nie polityka i zaszczyty, ale medycyna i pomoc drugiemu człowiekowi.
Dlatego apeluję tak jak na wstępie - o niewykorzystywanie Spółki, lekarzy i pozostałego personelu w politycznych rozgrywkach. Proszę dać nam możliwość spokojnej pracy na rzecz pacjenta.”
- pisała w oświadczeniu 14 marca br., kiedy szpital stał się narzędziem wyborczym i kandydaci zaczęli być „super fachowcami od służby zdrowia”. Nie pomogło to w żaden sposób ani placówce, ani mieszkańcom i wszystko wskazuje na to, że proces naprawczy został zatrzymany przez indolencję nowego włodarza.
Jeśli burmistrz Wójtowicz będzie tak dalej podchodził do sprawy, to zapewne z mapy Miastka zniknie w dziesiątym roku istnienia Szpital Miejski.
Walka o pacjenta, to walka o pieniądze... Reszta może być milczeniem...
Najprostszą i najbardziej transparentną metodą dialogu z mieszkańcami jest referendum. Tylko na drodze bezpośredniego wyrażenia swojego zdania władza może przekonać się, co myślą mieszkańcy.
Miastko ma świadomość demokracji i potrafi skorzystać z narzędzia referendalnego. Pokazali to mieszkańcy kilka lat temu odwołując z funkcji burmistrza Danutę Karaśkiewicz, która utraciła poparcie społeczne podejmując według mieszkańców decyzje sprzeczne z ich potrzebami.
Upraszczając sprawę burmistrz Karaśkiewicz poległa na szpitalu. Przypomnijmy, że to mało eleganckie odwołanie ówczesnej prezes Renaty Kempy z funkcji prezesa Szpitala, doprowadziło do referendum, w którym Karaśkiewicz „poległa”.
Wójtowicz swoim brakiem działań doprowadził do odejścia Joanny Kosmali. Przez analogię można spodziewać się, że i jemu szpital „odbije się”.
Dlatego najlepiej zapytać mieszkańców Miastka, czy chcą szpitala czy nie? Czy warto go utrzymywać?
Na razie jednak sytuacja, w której znalazł się szpital w Miastku budzi emocje i strach. Miastczanie obawiają się, czy nieogarnięci i tęskniący za spokojem włodarze nie pozamykali dla świętego spokoju wszystkiego w mieście.
Jest jeszcze jedna ewentualność! Może Wójtowicz chce być wójtem, a nie burmistrzem?
Dlatego mieszkańcy, jako pracodawcy burmistrza powinni zadecydować o dalszych losach szpitala. Przed wyborami żaden kandydat nie deklarował, że go zamknie.
„Szpital to miejsce pracy ponad 300 osób, które nie są tu przypadkowo. Każdy z nas tworzy miejsce, które musi być jak najbardziej przyjazne pacjentowi. Naszą misją jest utrzymanie i wzmacnianie jak najlepszej kondycji zdrowotnej okolicznej społeczności.” - czytamy na stronie placówki.
„Szpital w Miastku jest największym pracodawcą w okolicy. Niemal w każdej rodzinie jest ktoś, kto pracuje w naszej placówce. To wystarczający powód, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Pracujemy przecież na rzecz naszych sąsiadów.” - czytamy dalej.
W tym momencie wyjaśnia się wszystko. Likwidacja placówki może znacząco powiększyć bezrobocie i doprowadzić Miastko do bardzo poważnych kłopotów.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz