Gdynianie jasno wypowiedzieli się w poprzednich wyborach przeciwko patologii, układom i nepotyzmowi, które serwowała im administracja poprzedniej władzy. Zagłosowali w nadziei na nową jakość, licząc, że w Urzędzie Miasta prym zaczną wieść kompetencje, a nie znajomości, że zamiast dalszego zadłużania miasta polityka budżetowa będzie rozsądna, a zamiast skupiania się na politycznych gierkach nowa "elita" zajmie się prawdziwymi potrzebami mieszkańców.
Okazuje się, że w "nowym" gdyńskim Urzędzie Miasta funkcjonuje osobliwa polityka kadrowa. Przy rozstrzyganiu konkursu na podinspektora w jednym z wydziałów UM Gdyni wybrano pięciu najlepszych kandydatów spośród 63 aplikacji. Z tej piątki na stanowisko wskazano kandydatkę, która w ramach oceny kompetencji otrzymała najmniej punktów i zajęła… ostatnie, piąte miejsce!
Otóż opinia publiczna nie zdaje sobie sprawy, że w naszej nowej gdyńskiej rzeczywistości "tęczowych piątków", rad i kongresów kobiet, "nadprezydentów", łamania obietnic wyborczych oraz pani prezydent "kawkującej na galach" zamiast pracować, istnieje jeszcze jeden niezwykle ważny czynnik decydujący o zatrudnieniu.
Okazuje się, że pani, która wygrała konkurs, jest żoną radnego koalicji rządzącej obecnie Gdynią.
Niesamowity zbieg okoliczności. Może zamiast zakłamywać rzeczywistość i wciskać ludziom kit o "nowej jakości", prezydent Kosiorek po prostu rozszerzy punktację o nowe kryteria?
Poniżej moje sugestie:
✔ Jestem mężem/żoną radnego → +100 pkt
✔ Jestem w nieformalnym związku z radnym → +50 pkt
✔ Uczestnik programu Koalicja Plus – "stołek za poparcie" → +100 pkt
✔ Uważam, że w Gdyni jest za mało ulic z żeńskimi nazwami → +30 pkt
Wychodzi na to, że prawdziwość starej maksymy znów się potwierdza: "Jeśli chcesz poznać prawdziwą naturę człowieka, daj mu władzę."
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz