PAP: Dlaczego zdecydowała się pani wziąć udział w konkursie na stanowisko dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Miejskiego w Gdyni?
Nowo wybrana dyrektorka Teatru Miejskiego w Gdyni dr Marta Miłoszewska w rozmowie z PAP zapowiedziała, że przez kolejne lata chce opowiadać o Polsce. Dodała, że polska literatura i dramaturgia są w rewelacyjnej kondycji i grzechem byłoby z niej nie skorzystać.
Dr Marta Miłoszewska: Wydawałoby się, że odpowiedź na to pytanie jest prosta, ale wcale nie jest. Kiedy pierwszy raz usłyszałam konkursie, pomyślałam: "pojadę do Gdyni, spotkam się i porozmawiam z ludźmi". Na miejscu zaczęłam rozeznawać sytuację i decyzja zapadła. Pierwszy raz wystartowałam w konkursie na dyrektorkę naczelną i artystyczną. Chyba poczułam, że jestem na to gotowa i że to jest jakiś następny, naturalny etap w mojej drodze życiowej i zawodowej.
PAP: Konkurs na dyrektora gdyńskiej sceny cieszył się dużym zainteresowanie. Zgłoszenia przesłało 13 osób.
M.M.: Od początku czułam, że będzie duże zainteresowanie tym konkursem. Myślę, że Gdynia zajmuje ciepłe miejsce w sercach wielu osób. Jednak gdy usłyszałam, że jest aż 13 kandydatów, to zwątpiłam w swoje szanse. Później postanowiłam po prostu robić wszystko najlepiej, jak potrafię. Rzetelnie i najuczciwiej przygotowałam się do konkursu. Najpierw przystąpiłam do szczegółowej diagnozy i rozeznania sytuacji. Sprawdziłam, przed jakimi wyzwaniami stoi Teatr Miejski w Gdyni, jakie ma problemy i co wymaga opieki. Następnie, na podstawie tej diagnozy, sporządziłam koncepcję. Jest ona skrojona pod ten konkretny teatr.
PAP: Co w takim razie sądzi pani o gdyńskiej scenie?
M.M.: Kiedy podchodzę do czegoś zawodowo, daję sobie prawo do nieoceniania. Wiem jedno - ten teatr jest tworzony przez ludzi związanych z nim od wielu lat, którzy pracują tam całym sercem, są niesamowitymi zawodowcami. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Nie mnie jest oceniać wybory repertuarowe czy dotychczasową linię. Patrzę, w którą stronę będziemy mogli wspólnie pokierować ten "statek", używając morskiej metafory. Na pewno ogromnym osiągnięciem poprzedniego dyrektora pana Krzysztofa Babickiego jest świetna frekwencja.
PAP: Krzysztof Babicki w rozmowie z PAP w marcu br. powiedział, że kiedy objął gdyńską scenę, frekwencja wynosiła 18 proc. Dziś, po 14 latach, jest to między 95 a 100 proc.
M.M.: Tak, i to jest fantastyczne. Jednocześnie uważam, że przed teatrem publicznym stoi więcej wyzwań niż przed teatrem prywatnym, dla którego frekwencja jest ostatecznym miernikiem. Jedyny publiczny miejski teatr dramatyczny w Gdyni ma statutowy obowiązek realizowania szeroko rozumianej misji kulturalnej, społecznej i edukacyjnej, dlatego straszak frekwencji nie może ograniczać podejmowania wyzwań i ryzyka czy zawężać wyborów artystycznych. Wierzę zresztą, że poszerzenie pola artystycznego nie zaszkodzi frekwencji, lecz zaintryguje dotychczasowych widzów oraz przyciągnie nowych. Współczesny polski teatr to jest fascynujący, wspaniały i różnorodny żywioł, który chciałabym szerzej wpuścić do teatru za mojej dyrekcji.
PAP: Czyli pani nie będzie się bała wyzwań?
M.M.: Nie. Będę chciała otworzyć tę perspektywę i zawalczyć o publiczność, która w tej chwili pomija gdyński teatr. Będę chciała zawalczyć nie tylko o widza z Gdyni, ale także z Gdańska, Sopotu czy szerzej - z Pomorza. Chciałabym też wzmocnić markę Teatru Miejskiego i w dalszym planie "wrzucić" go na orbitę ogólnopolską.
PAP: Skoro zaczęliśmy mówić o planach i wizjach. Jakie ma pani plany na najbliższe miesiące dla gdyńskiego teatru?
M.M.: Uznałam, że na pierwszą kadencję teatr w Gdyni potrzebuje wyrazistego gestu artystycznego, który zwróci na niego uwagę. Dlatego zaproponuję literaturę, dramaturgię i autorów polskich - polskich i nowoczesnych, jak Gdynia. Poza tym, skoro Gdynia jest także mocno osadzona w swojej tożsamości lokalnej, to jest to kolejny ciekawy kierunek. Tożsamość, lokalność, małe ojczyzny - to tematy, które leżą na ziemi i nie są podnoszone. Więc też drugim takim nurtem, który chciałabym zaproponować, będzie opowieść o tożsamości Gdyni. Oczywiście nie chciałabym, żeby ten nurt zdominował program teatru, ale żeby to była jedna z nóg, na której ten program będzie budowany.
PAP: Sięgnie pani po teksty męża, Zygmunta Miłoszewskiego?
M.M.: To będzie bardzo otwarty i transparentny teatr, bez nepotyzmu! Ale przyznaję, że wśród kilkudziesięciu propozycji, które umieściłam w takim szerokim katalogu propozycji do realizacji, jest jedna propozycja horroru autorstwa mojego męża, który jest - obiektywnie - świetnym polskim pisarzem. Więc jeśli znajdzie się realizator bądź realizatorka, którzy będą chcieli sięgnąć po horror, to będę otwarta. Zamieściłam to jako rodzaj propozycji bardzo opcjonalnie, bo wiem, że polski teatr nie mierzy się w ogóle z horrorem, a to mi się wydaje bardzo ciekawe.
PAP: Kogo zaprosi pani do współpracy?
M.M.: Wspólnym mianownikiem dla reżyserek i reżyserów, których zaprosiłam do mojej koncepcji, jest to, że są oni rozpoznawalni, uznani i nagradzani. Są także znakomitymi rzemieślnikami, którzy odnoszą sukcesy komercyjne. Uznałam, że to będzie sposób na przeprowadzenie teatru przez moment transformacji. Pierwszą premierę wyreżyseruje uznana i nagradzana reżyserka Daria Kopiec - będzie to spektakl "Gdynia. Ballada o miłości", adaptacja książki Aleksandry Boćkowskiej "Gdynia. Pierwsza w Polsce". Daria jest rodowitą gdynianką, absolwentką szkoły plastycznej w Orłowie, która nigdy do tej pory nie miała możliwości reżyserowania w swoim rodzinnym mieście.
PAP: Na kiedy planuje pani pierwszą premierę?
M.M.: Plany będę mogła na pewno potwierdzić, jak wejdę do teatru jesienią. Chciałabym, żeby to był przełom lutego i marca, żeby to był prezent od teatru na stulecie Gdyni. Drugim spektaklem chciałabym, żeby były "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" Joanny Kuciel-Frydryszak. Będę walczyła o pozyskanie zgód na realizację tego tekstu. Chciałabym, żeby spektakl wyreżyserowała Ula Kijak, która debiutowała w Gdyni i zrealizowała już na gdyńskiej scenie kilka ciekawych spektakli.
PAP: Powiedziała pani, że w gdyńskim teatrze pracują zawodowcy. Czy zamierza pani poszerzyć albo zmienić zespół aktorski?
M.M.: Zamierzam bazować na tym zespole i on będzie trzonem. Teatr jest wymagającym miejscem pracy i dlatego wierzę, że powinien mieć możliwie najlepszą atmosferę, w której ludzie sobie ufają i lubią ze sobą pracować. Dlatego moim celem będzie zdobycie zaufania zespołu, nie tylko aktorskiego, ale także technicznego i administracyjnego.
PAP: Gdyński teatr od lat zmaga się z problemami z budynkiem. Ma pani w planach remont siedziby?
M.M.: Decyzje o rozbudowie czy remoncie podejmują władze miasta. Rzeczywiście uważam, że remont bądź budowa teatru to temat, który będzie wisiał nad moją głową. Gdyby to ode mnie zależało, rekomendowałabym postawienie nowego budynku teatru, ponieważ - według mnie - remont obecnego nie wyeliminuje jego wad i ograniczeń, nie sprawi, że będzie bardziej ustawny. Kilkukrotnie reżyserowałam w remontowanych teatrach i to był zawsze koszmar. Budowa jest też najbezpieczniejsza dla zespołu i dla twórców, bo jeśli teatr jest budowany w innym miejscu, to w dotychczasowej siedzibie można cały czas pracować, nie tracąc ciągłości i przymierza z widownią. Poza tym myślę, że Gdynia po prostu zasługuje na budynek teatru na swoją miarę.
PAP: W koncepcji, którą pani przygotowała, przystępując do konkursu, napisała pani, że chce stworzyć teatr, który nie boi się tematów ważnych i trudnych. Jakie to będą tematy?
M.M.: Widz jest mądry i chce mądrej rozmowy. Paradoksalnie komedia czy to, co sprawdzone, nie jest jedynym, co widza interesuje. Widz chce nowych propozycji, chce być do nich zapraszany. Moja propozycja na te następne cztery lata jest taka, żeby opowiadać Polskę. Żeby opowiadać o Polsce przez pryzmat Polaków i nawet tematy uniwersalne chwytać z naszej perspektywy, bo uważam, że w tej chwili polska literatura i dramaturgia są w absolutnie rewelacyjnej kondycji i po prostu grzechem jest z tego nie korzystać. To jest rezerwuar fantastycznych pomysłów, opowieści o historii, o mechanizmach historii, tematów uniwersalnych, o człowieczeństwie, o emocjach, ale też o współczesności, o tym, co nas bawi, smuci i definiuje, i co współtworzy naszą tożsamość.
Rozmawiał Piotr Mirowicz
Marta Miłoszewska pracę na stanowisku dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Miejskiego w Gdyni rozpocznie 1 września i pokieruje instytucją przez cztery kolejne sezony artystyczne - do 31 sierpnia 2029 r.(PAP)
pm/ aszw/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz