"W imieniu Rady Miasta Gdyni oraz Marcina Horały - Posła na Sejm RP złożyłem kwiaty na uroczystości zorganizowanej przez Marynarka Wojenna RP w kwaterze pamięci na Oksywiu a następnie na uroczystości pod pomnikiem ofiar terroru komunistycznego. Gdzie jak co roku oddaliśmy cześć tym, którzy walczyli do końca." - podkreśla Marek Dudziński, radny Gdyni.
Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych stał się już świętem większości, co z roku na rok widać podczas różnych uroczystości poświęconych żołnierzom drugiej konspiracji.
Przez lata nie mówiło się ani głośno ani oficjalnie o tym, że w rodzinie był ktoś, kto po 1945 nadal "był w lesie czy konspiracji". Był to temat tabu. Zresztą za jego eksponowanie czekały poważne konsekwencje prawne, nawet jeszcze w latach '80. Dopiero pokazanie partyzantów działających już po zakończeniu wojny w serialu "Dom" przywróciło dyskusję o tych trudnych latach.
Dziś nadal wiele rodzin nie wie jaki los spotkał ich przodków, którzy nie złożyli broni w maju 1945 roku. Gdyński radny Marek Dudziński ma również w swojej rodzinie Żołnierza Wyklętego.
Co roku staram się aktywnie włączać w ten ważny dla dzień. Głównie dlatego, że sam miałem Wyklętego w rodzinie
ś.p. Edward Dudziński ps. „Jaś”.
Uczestnik Powstania Warszawskiego, następnie żołnierz Brygady Wileńskiej AK oddelegowanego w 1945 - 1946 roku na teren Wałbrzycha.
Ranny w nogę w Powstaniu Warszawskim. Piękna historia mimo tej tragedii. Kiedy trafił do punktu medycznego, opatrywała go Wanda. Pomimo niesprzyjających okoliczności zakochali się w sobie, a następnie pobrali.
W latach 1945 - 1990 zamieszkały w Wałbrzychu przy ul. Dymitrowa (dokładny numer nieznany).
Do roku 1947 pod bronią. Ujawnił się korzystając z amnestii.
Często zamykany w wałbrzyskim więzieniu. Żonaty z Wandą Dudzińską. Pracował w Wałbrzychu jako motorniczy i kierowca trolejbusów.
Kiedy ojciec, będąc w wojsku odwiedzał stryja podczas przepustki, słyszał: „A ten Twój orzeł to taki bez korony...”.
Dzięki dokumentom z Instytut Pamięci Narodowej dowiedziałem się, że wuj zapisał się do PZPR...
... tylko po to, aby zabrać składki członkowskie, pojechać do Gdańska i przekazać oddziałowi Ognia, który również ukrywał się w Gdańsku.
Z donosów, które były w teczce, można odnieść wrażenie, że Wuj nie akceptował „nowej” rzeczywistości. Dla niego okupacja niemiecka, czy sowiecka to i tak to samo.
Niestety, w latach 70 ojcu urwał się kontakt ze stryjem. Od tej pory nie było informacji na jego temat.
Ostatnio widziany przez ojca w 1974 roku.
Zmarł w 9 VII 1990 r. Pochowany w Wałbrzychu. Niestety, nigdy nie dane mi było być na jego grobie.
Gdyby ktoś był w najbliższym czasie w Wałbrzychu i mógłby przejść się na cmentarz komunalny, to będę bardzo wdzięczny za zapalenie znicza na grobie wuja.
Cześć i chwała bohaterom!
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu dziendobrypomorze.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz